Czytasz = Komentujesz

Czytasz = Komentujesz

Komentarze są bardzo ważne. To właśnie one najbardziej motywują do pisania, więc pozostawcie coś po sobie. Nawet "super" jest w porządku. Przynajmniej wiem wtedy, że ktoś to czyta i go to obchodzi.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 6



Muzyka (od * do *)- [klik] + tekst i tłumaczenie-[klik]
*W końcu przyszedł czas na Halloween! Obudziłam się wcześniej i byłam tak podekscytowana, że nie mogłam już zasnąć. Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Założyłam szare legginsy, białą bluzkę ze złoto- różową czaszką i pasujące kolczyki. Zaplanowałam już w co ubiorę się wieczorem. Zostało mi jeszcze dużo czasu, więc pochwyciłam książkę i zatopiłam się w lekturze. Wkrótce Megan dołączyła do mnie w świecie przytomnych. Zebrałyśmy się i poszłyśmy na śniadanie. Kiedy już prawie dotarłyśmy do jadalni zobaczyłam Nathana. Opierał się o ścianę i uśmiechał do mnie.
- Wiesz, idź sama- powiedziałam przyjaciółce- Zapomniałam czegoś z pokoju.
Dziewczyna uwierzyła w moje wytłumaczenie i podążyła w stronę naszego stołu.
- A ty znowu nie na śniadaniu?- zapytałam wampira.
- I tak muszę poczekać. Może trudno ci w to uwierzyć, ale żywię się nie tylko normalnym jedzeniem- wysunął kły.
- Dobra, rozumiem. Co robisz po szkole?
- Czy to jest propozycja randki?- zdziwił się- Przepraszam, nie jestem przygotowany!
- Nie głupku- spojrzałam na niego z politowaniem- Razem ze znajomymi z klasy idziemy wieczorem do lasu złożyć ofiary Reprobim[i], a później robimy sobie w pokoju wspólnym małą imprezę i zastanawiałam się czy do nas nie dołączysz.
Nathan przysunął się do mnie, złapał za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Przyjmuję zaproszenie, ale pod jednym warunkiem. Będziesz moją partnerką.
- A czy to jest propozycja randki?- spytałam.
- Może...- odparł.
- Ok. Spełnię twój warunek. Teraz muszę iść coś zjeść, bo inaczej nie dożyję tego wieczoru- oznajmiłam.
- Już nie mogę się doczekać.
- Pa- pożegnałam się i pocałowałam go w policzek.
Ruszyłam do jadalni, a on stał jak wryty.*
***
Wreszcie nadszedł upragniony wieczór. Miałam na sobie czarną, koronkową sukienkę z równie ciemną halką pod spodem, kremowe rajstopy, czarne buty na  obcasie i czarny, ozdobny sweterek ze srebrnymi cekinami. Włosy podkręciłam lokówką i zostawiłam rozpuszczone. Efekt dopełniały kolczyki- nietoperze, lekko podkreślone brązowym cieniem oczy i pomalowane beżową szminką usta. Megan była ubrana w szarą sukienkę, srebrne botki, a włosy związała w luźny warkocz. Długie kolczyki, błękitny cień do powiek i brzoskwiniowa szminka nadawały jej tajemniczości. Zebraliśmy się na parterze (my czyli Jason, Jessy, Jecky, Jordan, Harriet, David, Megan, Josh i ja). Przyszedł też Nathan. Założył czarny garnitur, który dobrze komponował się z jego bladą skórą.
- Uuuu... Kto to jest?- spytała mnie szeptem zafascynowana Megan.
- To jest Nathan- powiedziałam na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli- Wampir. Mój...- zawahałam się i spojrzałam na niego niepewnie- przyjaciel.
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Cześć- przywitał się.
Po chwili zmierzaliśmy już do lasu. Chłodne powietrze i zachmurzone niebo sprzyjały nastrojowi niepewności, niepokoju. Szliśmy w małej grupie z Nathanem i Jordanem na czele. Przedzieraliśmy się przez zarośla, aż dotarliśmy do polany z małym, kamiennym ołtarzykiem po środku. Okrążyliśmy go, po czym ustawiliśmy na nim świece i glinianą miseczkę. Denerwowałam się, bo zgodnie z tradycją w tym zwyczaju bierze się udział od 11 roku życia, ale to był mój pierwszy raz.[ii] W końcu trzeba było przejść do ofiary. Pierwszy poszedł Nathan (był przecież najstarszy). Wysunął kły, a jego oczy zaszły czerwienią. Rozerwał zębami skórę na wierzchu prawej dłoni. Uniósł rękę nad naczynie i poczekał, aż kilka kropel czarnej krwi (wampirza krew ma inny kolor niż normalna) spłynie w dół.  Ja poszłam następna. Wzięłam nóż, który zabraliśmy ze sobą. Przecięłam skórę we wnętrzu lewej dłoni. Zacisnęłam ją w pięść. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy patrzyłam na swoją krew ściekającą do miseczki. Rana strasznie piekła.
 Podobnie zrobił każdy. Usiedliśmy na trawie. Chwilę później, gdy chmury rozstąpiły się ukazując księżyc w pełni, szkarłatny płyn w naczyniu zaczął się palić, a rany zagoiły się. Zamiast nich u wszystkich pojawił się jakby wypalony znak. Był tam napis Vita o di Morte co znaczy: życie, albo śmierć. Znak ten znika po roku i co rok wszyscy magiczni obywatele mają obowiązek odnawiania go.
Jeszcze trochę siedzieliśmy w zupełnej ciszy i wróciliśmy do szkoły. Skierowaliśmy się do pokoju wspólnego. Rozsiedliśmy się i rozpoczęły się rozmowy. Muzykę na pewno było słychać na korytarzu. Naprawdę było super. Jednak czułam, że ten wcześniejszy nastrój bardziej mi się udzielił. Śmieszyły mnie wszystkie żarty i dobrze się bawiłam, ale... To nie poprawiło mi humoru. W końcu stwierdziłam, iż to nie ma sensu i postanowiłam iść do pokoju. I tak była już 23.00. Moje zachowanie pierwszy zauważył Nathan.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Tak. Po prostu... Nie mam nastroju na zabawy- odparłam.
- Jeśli chcesz, możemy się przejść albo coś- zaproponował.
- Ok, ale wyjdź pierwszy, a ja dopiero chwilę po tobie, bo nie chcę teraz żadnych głupich pytań, podtekstów i podejrzeń.
Skinął głową.
- Wiecie, chyba będę się zbierać. Obiecałem kumplom, że przyjdę wcześniej- powiedział i skierował się do drzwi- To cześć!
- Hej!- odpowiedzieliśmy chórem.
Zostałam jeszcze jakieś 15 min. Potem wykręciłam się zmęczeniem i wyszłam na korytarz.
- Co tak długo?- Nathan stał obok oparty o ścianę- Już zaczynałem się niepokoić.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Idziemy czy nie?- zniecierpliwiłam się.
Jeszcze przez moment się droczyliśmy i poszliśmy cicho na parter. Ostrożnie przeszliśmy ten kawałek dzielący nas od drzwi i odetchnęliśmy z ulgą, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Rozpoczęliśmy spacer po parku. Wtedy się odezwałam:
- Wiesz, niektórzy ludzie myślą, że są nieważni. Że są jednym, nieistotnym ziarenkiem piasku na pustyni, jedną, marną kroplą wody w oceanie. Nie oszukujmy się. Każdemu to czasem przychodzi do głowy. Jednak gdyby wszyscy tak uważali i nie przykładali wagi do tego co robią, w końcu ta pustynia czy ten ocean przestałby istnieć. To dowodzi, że są osoby, które nie poddają się temu odczuciu. Idą dalej i nie oglądają się za siebie. Są silni. Też chciałabym taka być. Ale wtedy przychodzi mi na myśl, że mogę nie dać rady. Wracam do punktu wyjścia. Więc kim w końcu jestem?
- To kim jesteś zależy tylko od ciebie. Jeśli będziesz myśleć, że jesteś słaba, to rzeczywiście się taka staniesz- chłopak zatrzymał się i objął mnie w pasie- Ale ja na to nie pozwolę- powiedział i jeszcze bardziej do mnie przysunął.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Spojrzałam na niego niepewnie. Wtedy mnie pocałował. Nie było to coś delikatnego tylko namiętny pocałunek. Na początku nie wiedziałam co o tym myśleć, ale później mi się to spodobało. Odwzajemniłam go. Jeszcze długo spacerowaliśmy, więc kiedy wróciłam (koło 1.00) Megan już spała. To był bardzo dziwny, pełen nowości, ale fajny dzień.
***
Perspektywa Josha
Wiem, że nie powinienem, ale kiedy Elizabeth wyszła postanowiłem ruszyć za nią. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy jest zmęczona. Odczekałem chwilę i wyszedłem (powiedziałem reszcie, że muszę się przewietrzyć). Bardzo chciałem z nią porozmawiać. Widziałem jak wychodzi do parku z tym całym Nathanem. Ruszyłem za nimi. Miałem świadomość tego, że to złe, ale podsłuchałem ich rozmowę. Nie lubię wampirów, a on od początku wydawał mi się jakiś podejrzany. Potem ten pocałunek i już wiedziałem, że są razem. Zrezygnowany wróciłem do środka. Nagle coś wpadło mi do głowy. Pobiegłem do pokoju i poprosiłem Megan na słówko. Widziałem, że zrobiła to niechętnie, ale zgodziła się ze mną pogadać. Poszliśmy do jej pokoju.
- Zakładam, że Elizabeth powiedziała ci już, dlaczego mnie nie lubi, ba praktycznie nienawidzi?- spytałem, kiedy znaleźliśmy się na miejscu, a dziewczyna skinęła głową- Ok. W takim razie chciałbym sprostować kilka rzeczy.
- Jakich rzeczy?! Przecież wszystko jest jasne! Jesteś zwykłym zdrajcą!- krzyknęła.
Westchnąłem. Mogłem się tego spodziewać.
- Dobra, uspokój się. Jeśli pozwolisz opowiem ci to z mojej perspektywy.
Spojrzała na mnie nieufnie.
- Niech ci będzie- odparła i opadła na łóżko- Usiądź- wskazała miejsce obok siebie.
- Jak wiesz, Elizabeth i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi- zacząłem- Przyznaję, że byłem... Jestem w niej zakochany. Już wcześniej wiedziałem, że jestem czarodziejem i kim ona jest. Jej rodzice chcieli, żeby to jak najdłużej pozostało dla niej tajemnicą. Jednak pewnego dnia do ich domu przyjechali ludzie od IPM[iii] na coroczną inspekcję, a my wróciliśmy wcześniej ze szkoły i... Nie mieli wyjścia. Musieli jej powiedzieć. Mimo to poprosili, żebym nie mówił jej o swoim prawdziwym pochodzeniu i nie poinformowali jej o tym, że jest coś takiego jak chociażby Pherias High School. Wtedy... Samantha... Ona jest Syreną[iv]- Megan głośno wciągnęła powietrze-  W jakiś sposób dowiedziała się kim jestem. Zagroziła mi, że wyjawi Elizabeth, że ją okłamywałem i...- dziewczyna spojrzała na mnie uważnie, ale nic nie powiedziała- i wiele innych rzeczy, chyba że jej powiem czy El też ma moce i dam dowód. Wolałem, żeby Elizabeth znienawidziła mnie za coś takiego niż tamte incydenty. Nie że chciałem jej nienawiści, ale obie drogi prowadziły do tego samego miejsca. Więc dałem jej dowód. Nawet nie powiedziała mi łaskawie co chce zrobić, a gdybym wiedział to w życiu bym się nie zgodził. Później ta sytuacja na przerwie i pocałunek... Normalnie mi się po tym rzygać chciało. Wtedy Ellie uciekła i rozpoczęła lekcje indywidualne. Nie raz przychodziłem, dzwoniłem... Chciałem jej to jakoś wytłumaczyć... Ale niestety nic z tego.
- Ja...- zacięła się Megan- Nie miałam pojęcia...
- Elizabeth też nie ma. Nie wiem co mam zrobić.
- Ale ja wiem- stwierdziła dziarsko- Musisz z nią porozmawiać. Mam nawet pomysł, jak zaaranżować spotkanie.
Zaczęła mi wszystko objaśniać. Zgodziłem się.
- Która godzina?- zapytałem.
- Prawie 00.30.
- Pójdę już. Nie chcę, żeby El mnie zobaczyła. Cześć.
- Tylko pamiętaj. Nie tak od razu. Pa.
Wolnym krokiem wszedłem do swojego pokoju, w którym Jason kładł się już do łóżka.


[i] Istoty magiczne uznają, że Halloween (częściej używana jest nazwa Respinto) jest świętem dusz potępionych (nazywanych Reprobi), które smażą się w ogniu Inferna (piekła). Ludzie chodzą do lasów i składają ofiary (mają dosyć osobliwą tradycję), a potem świętują.
Za to święto Morto jest ich odpowiednikiem naszych Wszystkich Świętych. Tego dnia chodzi się na cmentarze (nie tylko te na których leżą bliscy z rodzin) i ozdabia się groby. Przynosi jedzenie i picie oraz urządza pikniki. W ten sposób można zdobyć przychylność Adottato (chwalebnych, zasłużonych dusz) znajdujących się w Megliornie (wierzą, że po śmierci ich dusze trafiają do innego, lepszego świata, gdzie mogą zacząć nowe życie).Te święta są po prostu swoimi przeciwieństwami. Chodzi w nich głównie o to, żeby czcić wszystkich zmarłych.

[ii] Elizabeth wcześniej nie brała udziału w zwyczajach istot magicznych, bo nie wiedziała, że w ogóle kimś takim jest.
[iii] Inspekcje Przeciwmagiczne Międzywymiarowe. Zajmują się odnajdywaniem magicznych istot, które używają magii w sposób niewłaściwy. Każda rodzina musi przejść inspekcję raz w roku.
[iv] Syreny i Trytony (ich męskie odpowiedniki) są złe i przebiegłe. Także żyją wśród zwykłych ludzi, ale mają własne zasady. Posiadają nawet własne szkoły, więc żadne z nich nie uczęszcza do takich ośrodków jak Pheria’s High School.

3 komentarze: