Czytasz = Komentujesz

Czytasz = Komentujesz

Komentarze są bardzo ważne. To właśnie one najbardziej motywują do pisania, więc pozostawcie coś po sobie. Nawet "super" jest w porządku. Przynajmniej wiem wtedy, że ktoś to czyta i go to obchodzi.

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 9



Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale długość tego rozdziału powinna wam to wynagrodzić. Właściwie miałam wstawić ten post już wczoraj, jednak internet mi nawalił. No cóż… Miłego czytania!
Perspektywa Elizabeth
Muzyka- [klik]  i tłumaczenie- [klik]
20 listopada
Obudziłam się koło 9.00. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że jestem sama w pokoju. Megan już wyszła. No, ale… Pewnie się zastanawiacie, dlaczego wstałam tak późno. W końcu jest dopiero czwartek i trzeba iść do szkoły. Właśnie… Nauczyciele mają dzisiaj jakąś nadzwyczajną, superważną radę czy coś, więc lekcje są odwołane. Za to wieczorem będą jakieś warsztaty. Obowiązkowe oczywiście. Ogarnęłam się w łazience, założyłam czarną, rozkloszowaną sukienkę i szare botki. Oczywiście naszyjnik pozostał na swoim miejscu. Wyszłam na korytarz, a dalej do pokoju wspólnego. Gdy tylko się tam znalazłam w górę wystrzeliły kolorowe serpentyny i balony, a ja usłyszałam wspaniałe:
- Wszystkiego Najlepszego!!!
*W moim polu widzenia znalazła się cała klasa. Na moją twarz automatycznie wstąpił wielki, szeroki uśmiech. Na stolikach leżały różne przekąski, a w tle leciała piosenka „You’re Never Fully Dressed Without A Smile”.
- Ja… Nie wiem co powiedzieć…- wydusiłam z siebie.
- To był pomysł Megan i Josha- powiedział Jake.
Przytuliłam naraz tych dwoje, a nie było to trudne, bo stali obok siebie.
- Dziękuję wam- uśmiechnęłam się.
- Nie masz za co dziękować- odparła Meggie.
- Właśnie- dodał Josh- Zrobiliśmy też kanapki. Prawie nikt nie jadł śniadania, bo rozwieszaliśmy dekoracje, a wiesz… Nie jesteśmy rannymi ptaszkami.
Zjedliśmy wszystko co było przygotowane. Naprawdę miło było siedzieć tak razem i rozmawiać. Niby mamy tak na co dzień, ale w jadalni zawsze jest wielki gwar i zamieszanie. Poza tym tam są wszyscy. Nawet nauczyciele, a to nie sprzyja lepszemu samopoczuciu. Potem postanowiliśmy obejrzeć film. Tylko trzeba było się jakoś dogadać. Wybraliśmy głosowanie.
- Ok. Podawajcie propozycje- oznajmiła Madison, kiedy wróciła do nas z kartką i długopisem.
- „Gwiazd Naszych Wina”- zawołała Megan.
- Nie!- krzyknął Peter- Nie chcę sobie psuć humoru jakimiś ckliwymi wypocinami!
- Za późno. Już zapisałam- odpowiedziała Madi.
- Może „Jak Wytresować Smoka 2”?- zaproponowała Jecky.
- „Niezgodna”!
- „Avatar”!- wtrącił Stanley.
- Dobra, stop!- zarządziła Madison- Głosujemy!
Więc tak… Były cztery osoby na „Gwiazd Naszych Wina” (oczywiście same dziewczyny), dwie na „Jak Wytresować Smoka 2” oraz po dziesięć na „Avatar” i „Niezgodną”. Mieliśmy remis.
- Moim zdaniem do solenizantki należy ostateczny wybór- powiedziała Jessy.
Większość mruknęła z aprobatą.
- Ok…- zamyśliłam się- Mnie osobiście żaden z nich nie pasuje. Nie to, że ich nie lubię, ale… No wiecie. Więc mam pomysł.
Szybko pobiegłam do pokoju i wyciągnęłam z szuflady film na DVD. Kiedy wróciłam cała klasa pozajmowała swoje miejsca. Włączyłam telewizor i usadowiłam się między Megan, a Joshem. Obok Meggie siedział Jason (no bo przecież był jej chłopakiem), potem Jecky i Harriet. Za to po stronie Josha miałam Jes, Davida i Jordana. Szybko minęły napisy i zaczęło się. „Strażnicy Galaktyki”.
To zapewniło nam około dwie godziny śmiechu i ogólnie dobrej zabawy. Najlepsze były raz po raz rzucane przez kogoś komentarze. Każdy znalazł w tym filmie coś dla siebie. Głównie poszukiwano humoru, którego zresztą nie zabrakło.*
Po filmie jeszcze trochę gadaliśmy, po czym rozeszliśmy się. Ja i Megan poszłyśmy do swojego pokoju. Opadłam na łóżko.
- Fajnie było- powiedziałam.
- Masz dziwny nawyk stwierdzania rzeczy oczywistych- zaśmiała się dziewczyna- Teraz moja kolej wręczenia ci prezentu.
- Wiesz, że nie musiałaś…- zaczęłam.
- Wszyscy tak mówią- odparła.
Podała mi różową torebkę na prezenty. W środku było małe zamykane srebrne lusterko i kartka.
- To jest magiczne lusterko. Wyświetlają się na nim podpowiedzi, co do makijażu- wyjaśniła Meggie.
- Sugerujesz, że jestem brzydka i w dodatku nie umiem się posługiwać kosmetykami?- zapytałam z uśmiechem.
- Nie. Wcale.
Taaa… Jak ja kocham sarkazm. Potem sięgnęłam po karteczkę. Była to zwykła kartka wyrwana z notatnika. Na wierzchu było nabazgrane:
Dla mojej BFF :* Lofciam cię jak siostrę
A w środku:
Niech ta laurka będzie tak niechlujna, jak nasza przyjaźń.
Kiedy to przeczytałam od razu upadłam na kolana i zaczęłam się śmiać jak głupia. Czy nasza przyjaźń naprawdę jest niechlujna? Można tak powiedzieć. Chodzi o to, że nie preferujemy znajomości typu „pusta blondynka” czyli:
„- O Boże!!! Jak ty ślicznie wyglądasz!”
„- No dzięki! A ty gdzie kupiłaś tę bluzkę? Też chcę taką!”
Jesteśmy po prostu szczere. Czasami aż do bólu. Nasze rozmowy wyglądają bardziej tak:
„- Ładnie wyglądam w tej sukience?”
„- Osoba z twoim ryjem w niczym nie wygląda ładnie.”
„- I kto to mówi?”
A potem obie się śmiejemy. Wracając do rzeczywistości. Megan do mnie dołączyła i po chwili leżałyśmy już na podłodze pokładając się ze śmiechu.
- Wiesz, to w sumie najlepsza kartka jaką kiedykolwiek dostałam- powiedziałam.
- Serio?- spytała szczerze zdziwiona Meggie.
- No. Jest taka… Nie sztuczna. Wiesz. Żadnego głupiego „Wszystkiego Naj!”, tylko… rozumiesz.
- Chyba tak.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po niego nadal leżąc na podłodze, ale kiedy zobaczyłam kto dzwoni, szybko podniosłam się na nogi. Moja mama. Nie rozmawiałam z rodzicami już od ponad miesiąca.
- Cześć mamo!- zawołałam.
- Cześć córuś! Jak tam urodziny? Słyszałam, że macie wolne, więc zadzwoniłam wcześniej.
- Tak. Lekcje są odwołane, ale koło 18.00 będą jakieś warsztaty. Urodziny super. Oglądaliśmy film i gadaliśmy. A co tam u was?
- W porządku. Nic się zbytnio nie zmieniło. Wysłaliśmy ci prezent. Powinien przyjść dzisiaj, albo jutro. Tęsknimy za tobą.
- Ja za wami też.
- A… Jak tam z Joshem?- spytała niepewnie.
- Och… Okej. Pogodziliśmy się.
Poczułam się trochę zakłopotana, bo nigdy nie rozmawiałam z mamą o moich relacjach z przyjaciółmi. Nawet o Samancie powiedziałam mamie tamtego dnia.
- Aha. A z Megan dobrze się dogadujesz?
- Yyyy… Tak.
- Super. To nie będę przedłużać. Zadzwonimy jeszcze. Pa.
- Pa.
Odłożyłam telefon. Czułam się dziwnie. I jeszcze ta jej odpowiedź na to, że z Joshem już w porządku. Zwykłe „aha”.
- Coś nie tak?- zapytała Megs.
- Nie. Po prostu się zamyśliłam. O nie!- jęknęłam- Muszę się jeszcze nauczyć na języki!
- Ja też. Mogę cię przepytać jak chcesz.
- Jasne.
***
Perspektywa Jecky
Po filmie założyłam buty i wyszłam z pokoju wspólnego. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę schodów. Zatrzymałam się na pierwszym piętrze i weszłam do biblioteki. Rozejrzałam się po jej wnętrzu. Popękana posadzka, skrzypiąca przy co drugim kroku, ogromne regały pełne zakurzonych książek, okna z na pół przeżartymi przez mole zasłonami i wielkie żyrandole zwieszające się z sufitu. Nic się nie zmieniło odkąd byłam tu ostatnio, a jednak miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Podeszłam do pierwszego regału. Dźwięk moich kroków niósł się po całej sali. I nagle zrozumiałam co było takie nienaturalne. Nigdzie nie widziałam bibliotekarki, ale mimo to słyszałam szelest kartek i uderzanie pieczęci. Skręciłam w jedną z bocznych alejek. Szelest był coraz głośniejszy. Zobaczyłam nikłą poświatę. Wydostawała się zza jednych z drzwi. Rozejrzałam się jeszcze raz, żeby się upewnić, że nikt mnie nie widzi, bo na drzwiach widniał napis:
NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY
Z mocno bijącym sercem nacisnęłam klamkę. Otwarte. Ostrożnie weszłam do środka. W pomieszczeniu nie było nic oprócz dużej granatowej skrzynki z pozłacanymi nóżkami i zamkiem. Wszystko byłoby w miarę normalne, gdyby nie światło sączące się ze skrzynki. Podeszłam do niej, żeby spróbować ją otworzyć. Ani drgnęła. Wtedy poczułam dziwny zapach. Jakby… Krem nawilżający, spalenizna i perfumy różane mojej babci. W pokoju zrobiło się zimno. Światło w skrzyni zgasło. W panice odwróciłam się do drzwi, by wyjść. Na mojej drodze pojawiła się postać. Najstarsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałam. Miała obwisłą, suchą skórę i pomarszczone dłonie zakończone pazurami. Kwiecista sukienka i brązowe sandały, z których wystawały krzywe palce wcale nie dodawały jej urody. Włosy były przetłuszczone, a usta spierzchnięte. Wpatrywała się we mnie zielonymi oczami, jakby chciała mi coś powiedzieć. Zrobiłam krok w tył i prawie przewróciłam się wpadając na skrzynie. Kobieta do mnie podeszła, a ja pisnęłam ze strachu.
- Wiadomość…- wycharczała- Mam dla ciebie wiadomość od wyroczni.
A potem z jej ust wypłynęła niebieska mgła, która zmieniła swój kształt i po chwili stała przede mną piękna dziewczyna. Przemówiła:
Nie ufaj temu, który imię anioła nosi,
Zdrajca musi spłonąć na swym własnym stosie,
Wojna zbliża się nieuchronnie,
Nie pozwól spokoju zakłócić trumnie,
Nie wszystko będzie tak, jak powinno,
Ktoś odczuje serce rozdzierające zimno,
Nie powstrzymasz krwi rozlewu,
A wypowiesz słowa gniewu,
Czasy straszne powoli nadchodzą,
Armia śmierci pod demona wodzą”
Mgła zniknęła, a stara kobieta złapała mnie za ramiona.
- Zapamiętaj te słowa, bo mogą ci pomóc- szepnęła i pocałowała mnie w czoło.
Poczułam okropny ból w miejscu, którego dotknęła. Zaczęłam krzyczeć, a potem nagle opadłam z sił. Nastała ciemność.
***
Perspektywa Elizabeth
Jak można się było tego spodziewać, w połowie nauki zaczęłyśmy się wygłupiać. W związku z tym, teraz nawalałyśmy się poduszkami. Właśnie zamachnęłam się na Megan, kiedy drzwi naszego pokoju otworzyły się gwałtownie. Stanęli w nich Jessy, Jason i Josh.
- Chodźcie szybko- powiedziała Jes- Jecky. Ona… Och, po prostu chodźcie!
Miała lekką panikę w oczach. Nie czekając na nas pobiegła do pokoju wspólnego.
- Co się stało?- spytałam kompletnie zdezorientowana.
- Chodzi o to, że nikt nie wie. Pani Tined[i] znalazła ją nieprzytomną na podłodze w bibliotece i zawołała pielęgniarkę- powiedział Jason.
- No to na co czekamy?- ledwo wydusiłam to zdanie przez ściśnięte gardło.
Nieprzytomna? Na podłodze? Nikt nie wie co się stało? Nie miałam pojęcia co robić, więc dałam się zaprowadzić do gabinetu pielęgniarki. Byłam tu już drugi raz w ciągu całego roku szkolnego. I nie miałam stamtąd przyjemnych wspomnień. Sala szpitalna miała ściany pomalowane na biały kolor, a podłoga była wykładana zimnymi kafelkami. Nie było tam zbyt przytulnie. Jednak chorzy nie wybrzydzają. Jecky leżała na łóżku przy wielkim oknie, przez które wychodził widok na park z fontanną. Przy niej siedziała pielęgniarka, pani Herroul. Akurat podawała dziewczynie jakiś lek. Przy łóżku stali Jessy, Jordan i David.
- Och, jesteście. Zastanawialiśmy się jak szybko przyjdziecie- odezwał się Jordan.
- Co jej jest?- Megan zwróciła się do  pani Herroul.
- Lekki wstrząs mózgu. Prawdopodobnie na skutek uderzenia głową o podłogę. Wyjdzie z tego- mówiła uspokajającym tonem- Nie martwcie się. Będzie tylko musiała zostać tu przez jakiś czas. Powinna się niedługo obudzić.
Poszła do swojego gabinetu i zostaliśmy sami. Faktycznie, po około piętnastu minutach Jecky zaczęła się wybudzać. Kiedy otworzyła oczy od razu podniosła się do pozycji siedzącej. Widocznie trochę za gwałtownie, bo jęknęła i podparła się na łokciach.
- Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy!- zawołała Meggie- Co się stało?
- Ja…- zaniosła się kaszlem- W sumie to… Nie do końca znam odpowiedź na to pytanie.
- Poczekaj chwilę- powiedziałam i podeszłam, żeby pomóc jej się podciągnąć.
Oparła się o poduszkę, a my przysunęliśmy sobie krzesła.
- No więc…- zaczęła opowiadać.
Wsłuchiwaliśmy się uważnie w każde jej słowo. Kiedy powtórzyła słowa wyroczni coś we mnie drgnęło. Postanowiłam to zapamiętać. Zaczęliśmy się zastanawiać nad tym wszystkim.
- Ta cała przepowiednia nie brzmi zbyt zachęcająco- David przebiegł wzrokiem po krajobrazie za oknem- Zdrajca na stosie, wojna, która nadchodzi, trumna, rozlew krwi…
- I jeszcze armia prowadzona przez demona- wtrąciłam- Co to wszystko znaczy?
- Nie mam pojęcia- westchnęła Megan.
- No dobra- przerwał nasze rozmyślania Jason- Robi się późno. Chyba powinniśmy się już zbierać. Musisz odpocząć JC[ii].
- Nie myślałam, że to kiedyś powiem, ale ten głupek ma rację- dodałam- Zaraz. JC?- spojrzałam na Jecky, chcąc się dowiedzieć co ten debil znowu wymyślił.
- Nie pytaj- odparła- Naprawdę. Nie chcesz wiedzieć.
Pożegnaliśmy się z nią, obiecaliśmy, że będziemy ją odwiedzać i ruszyliśmy w stronę jadalni (rozmawialiśmy z Jecky na tyle długo, że nadszedł czas kolacji). W połowie drogi do schodów się zatrzymałam.
- Słuchajcie…- zaczęłam niepewnie- Nie chciałam tego mówić przy Jecky, ale… To, co się zdarzyło w bibliotece było strasznie dziwne, wydaje mi się też, że dość niebezpieczne i… Myślę, że powinniśmy to sprawdzić.
- Ja nie mam nic przeciwko- poparł mnie Jordan- Może uda nam się zapobiec dalszym takim wypadkom.
- No nie wiem- Jessy przestąpiła z nogi na nogę- Poza tym, jak chcesz to zrobić?
- No… Oczywiście nikt nie zostanie sam. Będziemy tam chodzić parami codziennie po lekcjach i wieczorami. Co wy na to?
- Okej- zgodził się Josh- Może to też ma jakiś związek z tą przepowiednią.
- Może…
Dopracowaliśmy jeszcze szczegóły takie jak, np. skład. Ja miałam być z Megan, Josh z Jasonem, Jessy z Jordanem, a David ,dopóki Jecky nie może nam pomagać, miał dołączyć do Jes i Jordana jako trzecia osoba.
- Czyli postanowione. Zaczynamy od jutra- uśmiechnęłam się, żeby dodać im pewności siebie- A teraz kolacja czeka.
Taaaaak! Kolorowa pobawiła się w rymowanki! J Co sądzicie o tej przepowiedni? Podejrzewacie coś? Mam nadzieję, że zbyt szybko tego nie rozpracujecie. :p Piszcie co wam się podobało, a co nie. Pomoże mi to w dalszym pisaniu. Do przeczytania!


[i] Nauczycielka eliksirów, patrz rozdział 4.
[ii] Dla niekumatych:
Czytaj- dżej si.