Czytasz = Komentujesz

Czytasz = Komentujesz

Komentarze są bardzo ważne. To właśnie one najbardziej motywują do pisania, więc pozostawcie coś po sobie. Nawet "super" jest w porządku. Przynajmniej wiem wtedy, że ktoś to czyta i go to obchodzi.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Liebster Blog Award!

Zostałam nominowana do LBA! Bardzo dziękuję za to Juliet 1306 i od razu polecam jej bloga, bo jest świetny: http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com
„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.”
Pytania i odpowiedzi:
1.    Co Cię inspiruje do pisania i skąd czerpiesz pomysły?
Na przykład czytanie książek. Często zdarza mi się, że coś czytam i nagle dostaje olśnienia: „Hej! To jest nawet fajny pomysł! Wystarczy zmienić to ,to i to…”. Ale nie chodzi mi oczywiście o kopiowanie. Nie. Opowiadanie jest wymyślone w całości przeze mnie. Inną rzeczą, dzięki której wpadam na różne pomysły jest słuchanie muzyki. Mam taką tendencję, że sprawdzam tłumaczenie praktycznie każdej poznanej piosenki. I czasami po prostu przy czymś takim „mózg mi się otwiera”.
2.    Jak długo trwa twoja przygoda z pisaniem?
Właściwie dość krótko. Od dziecka w mojej głowie co jakiś czas pojawiały się jakieś porąbane historie, ale pisać zaczęłam dopiero mniej więcej 2 lata temu. Jakoś w połowie 5 klasy podstawówki (zaznaczam, iż jestem w wieku bohaterki opowiadania). Najpierw pisałam w zeszycie i dawałam do czytania koleżankom, a teraz przeniosłam się do Internetu.
3.    Ulubiona książka (może być kilka)
Na pierwszym miejscu wszystkie części Harrego Pottera, potem cała seria Darów Anioła i na koniec Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy oraz Olimpijscy Herosi. (Niech żyje fantastyka! ;-p)
4.    Ulubiony gatunek muzyki
Właściwie nie mam określonego. Moja zasada: Nie ważne co, byleby się podobało.
5.    Co sądzisz o „50 twarzy Grey’a”?
Osobiście oglądałam tylko kawałek filmu, ale po tym, co słyszałam myślę, że jest to trochę dziwna historia. Baaaardzo zboczona. Ale jednocześnie ciekawa mogłaby być część z przemianą Christiana. To moja opinia.
6.    Ulubiony film
Na dzień dzisiejszy „Love, Rosie”, ale ciągle pojawiają się nowe filmy, a mój gust cały czas się zmienia, więc myślę, że to miejsce niedługo zajmie jakaś inna pozycja.
7.    Czy lubisz pisać lub czytać wiersze?
Coś tam się kiedyś napisało, ale żebym to lubiła… Raczej nie. A co do czytania, to zależy jakie. Czasami sprawia mi przyjemność takie rozmyślanie nad tym, co ktoś chciałby mi w ten sposób przekazać, ale często nie mogę tego za bardzo zrozumieć… : /
8.    Jakie cechy charakteru lubisz, a jakie Cię denerwują w innych?
Doceniam ludzi szczerych (ale bez przesady) i pozytywnie nastawionych do świata. Przy takim podejściu można się świetnie bawić. Za to denerwują mnie osoby, które nie tyle są szczere, ale zupełnie nie zastanawiają się nad tym co mówią oraz nie mają ani trochę dystansu do siebie.
9.    Co śmiesznego/ głupiego Ci się ostatnio przytrafiło?
Akurat ostatnio nic takiego się nie zdarzyło. Albo przynajmniej ja sobie nie przypominam.
10.  Masz jakieś ciekawe teorie, w które wierzyłaś w dzieciństwie?
Mam dość bujną wyobraźnię, ale akurat czegoś takiego nie kojarzę. Często wyobrażałam sobie różne dziwne rzeczy, ale żeby w to wierzyć… Nie, raczej nie.
11.  Jak w skali 1-10 oceniasz mojego bloga? (tylko szczerze)
Soczyste 8. Jest naprawdę fajny. Zresztą, gdyby mi się nie podobał, to bym go nie czytała. ;-)
Moje nominacje:

Moje pytania:
1.    Masz jakąś pasję/ hobby poza pisaniem?
2.    Masz rodzeństwo?
3.    Kim chciałabyś/ chciałbyś zostać w przyszłości?
4.    Ulubiony wykonawca
5.    Ulubiony gatunek książek
6.    Masz jakieś przezwisko?
7.    Czy twoi znajomi wiedzą o blogu?
8.    Gdybyś miał/ miała zostać bohaterką/ bohaterem jednej ze swoich ulubionych książek i żyć zgodnie z fabułą, kto by to był?
9.    Czy chciałbyś/ chciałabyś wydać swoje opowiadanie jako książkę?
10.  Wolisz najpierw pisać rozdziały na kartce, albo w zeszycie i dopiero potem przepisywać czy od razu na komputerze?

11.  Jaka jest twoja opinia, co do mojego bloga?

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 11

Perspektywa Elizabeth
Dobrze zrobiłam mówiąc Joshowi o liście. Jest moim przyjacielem i powinien wiedzieć. Ufam mu. Szłam razem z nim ciemnym korytarzem i raz po raz oglądałam się za siebie. Jednak zawsze widziałam to samo. Ciemność. Nieprzeniknioną, wszechobecną ciemność. Drogę oświetlało nam jedynie światło latarki. Co jakiś czas słyszałam szczury piszczące, albo biegające gdzieś w pobliżu. Działo się ze mną coś dziwnego. Normalnie już dawno zaczęłabym trząść się ze strachu i prosić, ba błagać, żebyśmy szybko zawrócili. Jednak czułam coś takiego… Coś, co napawało mnie pragnieniem brnięcia w głąb tych tuneli. Owszem bałam się, niepokoiłam, ale to poniekąd tłumiło inne uczucia. To było tak, jakbym stała za szybą. Wydawało mi się, że ten korytarz nie ma końca. Cały czas czułam tępy, pulsujący ból w lewej dłoni. Żadne z nas się nie odzywało. Zauważyłam, że im dłużej szłam, tym pragnienie sprawdzenia, co się tu kryje bardziej zanikało. Po kolejnych 15 minutach nie pozostał po nim żaden ślad. Usłyszałam kolejny pisk szczura, tym razem bliżej niż zwykle. Wzdrygnęłam się, ale szłam dalej. Coś błysnęło w świetle latarki.
- Stój- szepnęłam do Josha.
Odwrócił się w moją stronę lekko zdziwiony.
- Dlaczego? Coś się stało?- zapytał.
Nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do tamtego miejsca. Spod kilku kamieni wystawał mały kawałek metalu. Odłożyłam je na bok. Na ziemi leżał lekko przysypany piaskiem klucz. Był zardzewiały i brudny. Podniosłam go i pokazałam Joshowi.
- Skąd on się tutaj wziął?- chłopak zastanawiał się na głos.
- Nie mam pojęcia- mruknęłam.
Josh oświetlił ściany tunelu. Dokładnie naprzeciwko nas, tam, gdzie powinna być dalsza część korytarza, zobaczyliśmy stare drewniane drzwi. Podeszliśmy do nich. Miałam wrażenie, że klucz sam wyrywa mi się z ręki, żeby dotrzeć do zamka. Drżącymi rękami spróbowałam otworzyć drzwi. Przekręcenie klucza było proste, ale naciśnięcie klamki i zrobienie przejścia już nie. Widząc, jak się męczę, Josh też pociągnął za klamkę. Chwilę się jeszcze siłowaliśmy i drzwi stanęły otworem. Ostrożnie weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w wielkiej sali oświetlonej pochodniami. Panowała tam ogłuszająca cisza przerywana od czasu do czasu kapaniem wody, co swoją drogą przyprawiało mnie o dreszcze. Na ziemi leżały odłamki skał. W pomieszczeniu stały cztery lustra. Wszystkie identyczne: stare, brudne i porysowane. Odeszliśmy od drzwi, które zaskrzypiały poruszone zimnym powiewem, wydobywającym się z głębi sali. Chciałam podejść bliżej jednego z luster, żeby się mu lepiej przyjrzeć.
- Coś mi tutaj nie pasuje- Josh chwycił mnie za przedramię.
 Spojrzałam na niego. Był lekko zaniepokojony.
- Tylko się trochę rozejrzymy, okay?- spojrzałam na niego prosząco.
- No dobra- westchnął.
Zbliżyłam się do najbliższego lustra. Miało zdobioną ramę i mocno porysowaną, brudną powierzchnię. Przejechałam po niej ręką, żeby było coś widać i… Wstrzymałam oddech. Wpatrywałam się w obraz, który pojawił się przede mną.  Było lato. Słońce świeciło przez gałęzie pobliskich drzew. Mama, tata, mój brat, Josh i ja. Wszyscy siedzieliśmy na łące na wielkim kocu i zajadaliśmy się kanapkami. Łzy napłynęły mi do oczu.
- El…- Josh podszedł do mnie, ale po chwili także zamarł w bezruchu.
Nie wiem co widział, ale na pewno zrobiło to na nim wrażenie. Podniosłam drżącą rękę i przetarłam górną część ramy. Widniał tam łaciński napis:
Praeteritum
Przeszłość. Nagle pozostałe lustra zaczęły się do nas zbliżać, aż w końcu nas otoczyły. Zmieniły miejsca przesuwając się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Przed nami stanęło kolejne lustro. Zobaczyłam swoich rodziców i brata. Przyjechali samochodem do Pheria’s, żeby mnie odwiedzić i wszystko mi wytłumaczyć. Podbiegłam do nich i uściskałam po kolei. Znowu napis:
Desideriis
Pragnienia.  Następna zamiana. Ja, kłócąca się z Joshem; dająca mu do zrozumienia, że nie chce go znać. Kolejny napis:
Errorum
Błędy. Zamiana. Ostatnie lustro. Ja. Siedzę na ziemi z podkurczonymi nogami, w podartych ubraniach. Wyglądam jak wrak człowieka. Jestem sama. Otacza mnie nicość.
Timor
Strach. Nie rozumiałam o co chodzi. To było takie dziwne… Świat zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Poczułam, że dłużej nie utrzymam się na nogach, ale Josh złapał mnie, ratując przed upadkiem. Zaczęłam płakać.
- Josh, co…- wyjąkałam i straciłam przytomność.
***
Perspektywa Josha
Kiedy Elizabeth podeszła do lustra, zamarła w bezruchu. Nie wiedziałem o co chodzi.
- El…- zacząłem, ale zajrzałem jej przez ramię i też stanąłem jak wryty.
Zobaczyłem El i siebie. Siedzieliśmy na łące i rozmawialiśmy, wpatrując się w błękitne wiosenne niebo. Różne wspomnienia uderzyły mnie jednocześnie. Nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Elizabeth podniosła drżącą rękę i przetarła górną część ramy. Widniał tam łaciński napis:
Praeteritum
Przeszłość. Nagle pozostałe lustra zaczęły się do nas zbliżać, aż w końcu nas otoczyły. Zmieniły miejsca przesuwając się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Przed nami stanęło kolejne lustro. Tym razem Ellie i ja byliśmy nad jeziorem w Pheria’s. Zbliżał się koniec roku szkolnego. Siedzieliśmy na piasku i trzymaliśmy się za ręce. Słońce raziło nas w oczy, ale nam to nie przeszkadzało. El oparła głowę na moim ramieniu, a ja pocałowałem ją w czoło. Znowu napis:
Desideriis
Pragnienia. Następna zamiana. Ja i… Samantha. Stoimy przy jej szafce w mojej starej szkole. Daję jej zdjęcie Elizabeth. Kolejny napis:
Errorum
Błędy. Zamiana. Ostatnie lustro. Ellie i Nathan siedzą na ławce w naszym szkolnym parku. Nathan całuje El w policzek, kiedy przechodzę obok, a dziewczyna patrzy na mnie z niechęcią. Odchodzę ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Marzę o tym, żeby zapaść się pod ziemię.
Timor
Strach. I wtedy wszystko do mnie dotarło. Zrozumiałem. To było jedno wielkie przesłanie:
W przeszłości byłeś szczęśliwy, ale chciałeś czegoś innego. Jednak popełniłeś błąd i teraz boisz się, że to wszystko zepsuje. Nigdy nie będzie tak, jak wcześniej.
Chore, ale genialne. Wtedy sala zaczęła wypełniać się jakąś dziwną mgłą, oparami. Elizabeth się zachwiała. Przytrzymałem ją, żeby nie upadła. Położyłem ją na ziemi, a ona zaczęła płakać.
- Josh, co…- wyjąkała i straciła przytomność.
- Nie! Już rozumiem! Chodzi o…- krzyknąłem, ale było już za późno.
Także upadłem na ziemię i zapadła ciemność.
***
Perspektywa Megan
Odkąd się rozdzieliliśmy nie myślę o niczym innym oprócz tego, jak bardzo się boję i jak bardzo chciałabym już wrócić. Chyba jedyną rzeczą, dzięki której nie pobiegłam do wyjścia było to, że Jason przez całą drogę trzymał mnie za rękę. To trochę dodawało mi otuchy. Wędrowaliśmy już dłuższy czas, ale nie natknęliśmy się na nic ciekawego. Chyba, że dwa szczury, jedzące zdechłego wróbla można uznać za ciekawe. Nie wiem jak długo szliśmy, kiedy dotarliśmy do średniej wielkości groty, na której dnie rozpościerało się bagno. Z jego powierzchni wystawały stalagmity.
- To co teraz?- spytałam Jasona.
- Przejdziemy po skałach. Są dość blisko siebie- odparł.
- Zwariowałeś!?- puściłam jego dłoń.
- A masz inny pomysł?- spojrzał mi w oczy, unosząc brwi.
Westchnęłam i spojrzałam na siebie. Czarne rurki, niebieski T-shirt z napisem Enjoy, biała bluza i moje ulubione adidasy.
- Okay, ale jak wpadnę do bagna, to kupisz mi nowe ciuchy- oparłam dłonie na biodrach.
- No cóż… Chyba nie mam wyboru- uśmiechnął się i objął mnie w pasie.
- Trzymam cię za słowo- też się uśmiechnęłam.
- Dobra. Będę przed tobą, żeby w razie czego ci pomóc- z łatwością przeszedł na najbliższy stalagmit, a potem na następny.
Podeszłam niepewnie do krawędzi gruntu. Pierwszy „cel” był jakiś metr ode mnie. Wyciągnęłam rękę, umiejscowiłam ją w zagłębieniu i po chwili moje nogi znajdowały się już na miejscu. Dalej było coraz trudniej. Im większa odległość dzieliła mnie od brzegu, tym skały mniej wystawały poza powierzchnię bagna i były bardziej śliskie. Pokonałam ponad połowę drogi, gdy zdarzyło się coś dziwnego. Przedostałam się na kolejny stalagmit, kiedy noga osunęła mi się po niestabilnym fragmencie skały. Zawisłam nad bagnem i próbowałam się podciągnąć. Jason, który był o jeden stalagmit dalej, odwrócił się w moją stronę. Chciał podać mi rękę, ale wtedy poczułam, że ktoś chwycił mnie za koszulkę i zaczął ciągnąć w dół. Spojrzałam w tamto miejsce i zobaczyłam… Ręce kościotrupa uczepione kurczowo mojej bluzy. Zaczęłam krzyczeć, wołać Jasona. Ale potwór już wyłaniał się na powierzchnię. Jason złapał mnie za przedramię i spróbował uwolnić z uścisku szkieletu. W rezultacie wylądowałam w śmierdzącym bagnie, ale szybko wspięłam się na następną skałę. Obejrzałam się za siebie. Kościotrup próbował się do nas dostać. Dostałam nagły zastrzyk energii. Skakałam za Jasonem z jednego stalagmitu na następny. Adrenalina buzowała mi w żyłach[i].  Szybko dotarliśmy na brzeg, ale kościotrupy były dość blisko. Puściliśmy się biegiem do dalszej części korytarza. Przed sobą zobaczyliśmy ciężkie żelazne drzwi. Jeszcze bardziej przyspieszyliśmy. Jednak słyszeliśmy za sobą grzechotanie kości. Spojrzałam przez ramię w stronę bagna i zobaczyłam, że szkielet jest coraz bliżej, a w dodatku… Zabrał ze sobą kilku kumpli. Uciekaliśmy już nie przed jednym, ale przed pięcioma potworami. Kiedy w końcu dotarliśmy do drzwi, kościotrupy były już tylko trzy metry za nami. Wspólnymi siłami otworzyliśmy drzwi i zamknęliśmy je szkieletom tuż przed nosami. Chociaż one nie miały nosów… Nie ważne… Jason zaryglował drzwi. Oparłam się o ścianę małej, oświetlonej pochodniami jaskini, dysząc ciężko.
- Wpadłam do bagna- zauważyłam po chwili- Do tego zaatakowały nas szkielety. To znaczy, że nie tylko dajesz mi kasę, ale jedziesz ze mną po nowe ciuchy.
- Spoko- odparł chłopak również ledwo łapiąc oddech i spróbował się zaśmiać- Nie będę się z tobą kłócił, bo i tak mi to nic nie da.
- Bardzo słusznie- również spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło.
Wtedy jaskinia zaczęła się wypełniać jakąś dziwną mgłą. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Zobaczyłam upadającego Jasona i chwilę później też leżałam na ziemi. Zapadła ciemność.
***
Perspektywa Elizabeth
Poczułam muśnięcie wiatru na skórze. Chciałam otworzyć oczy, ale oślepiło mnie białe światło poranka. Powoli uniosłam powieki, które wydawały się ważyć tony. Leżałam na twardej ziemi. Miałam na sobie poszarpaną czarną sukienkę, a moje stopy były bose. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w lesie. Z obnażonych z liści gałęzi wnioskowałam, że mogła być późna jesień, albo bezśnieżna zima. Mimo wszystko nie odczuwałam zimna. Wręcz przeciwnie. Wszystko wokół wydawało się emanować ciepłem. Obok mnie leżały kawałki rozbitego lusterka. Zebrałam je w miarę możliwości w spójną całość i spojrzałam na swoje odbicie. Byłam okropnie blada i miałam sińce pod oczami. Ciemnobrązowe włosy opadały mi w nieładzie na odsłonięte ramiona. Wstałam na nogi i jeszcze raz zaczęłam lustrować okolicę. Poznałam to miejsce. Byłam niedaleko szkoły. Ruszyłam wydeptaną przez uczniów ścieżką. Najpierw przez las, a później park. Zauważyłam, że pokonanie tego stosunkowo długiego odcinka, w ogóle mnie nie zmęczyło. Przeszłam obok fontanny, wspięłam się po schodach i cicho otworzyłam drzwi wejściowe. Od razu uderzyła mnie ta straszna, nienaturalna cisza. Coś było mocno nie w porządku. Skierowałam się na nasze piętro. Nikogo nie spotkałam po drodze. Narastał we mnie niepokój. Kiedy szłam korytarzem miałam wrażenie, że postacie na obrazach na mnie patrzą; chcą wypalić w moim ciele dziurę swoim wzrokiem. Poczułam niewyobrażalną ulgę, gdy nacisnęłam klamkę od drzwi i cicho wślizgnęłam się do pokoju wspólnego. Jednak moje szczęście nie trwało długo. Widok, który się przede mną rozciągał był dość przygnębiający. Megan, Josh, Jessy, Jecky, Jason, Jordan i David. Moi przyjaciele siedzieli w milczeniu na podłodze przy kominku. Niektórzy trzymali w rękach talerzyki z ciastem czekoladowym i najwyraźniej próbowali się zmusić do jedzenia, a reszta odłożyła swoje nietknięte porcje na jeden ze stolików. Podeszłam bliżej zdezorientowana. Nie odważyłam się odezwać. Coś wisiało w powietrzu. Przez chwilę się im przyglądałam i uświadomiłam sobie jedną rzecz. Wszyscy byli ubrani na czarno i mieli eleganckie stroje. Poczułam się trochę nie na miejscu w takiej obszarpanej sukience. Ale wtedy poskładałam fakty i uderzyła mnie kolejna myśl. Czyżby… Ktoś umarł? Te ich smutne twarze, brak apetytu… Właśnie chciałam ich o to spytać, ale uprzedził mnie Jason:
- Ja… Nie wierzę, że ona naprawdę…- głos mu się załamał, a Megan zaniosła się szlochem i wtuliła w jego ramię.
- To… To było...- Jecky zacięła się i nie mogła nic więcej z siebie wydusić.
Niewiarygodne. Czyli naprawdę ktoś zginął… Jessy położyła Jecky dłoń na ramieniu, żeby ją pocieszyć, ale w jej oczach zobaczyłam ledwo powstrzymywane łzy.
- Wiecie… Będzie mi jej brakowało- szepnął David.
Wtedy Josh nagle wbił swój widelec w podłogę i odłożył talerzyk z taką siłą, że na jego brzegu zrobiło się pęknięcie. Zerwał się na nogi i obrzucił wszystkich gniewnym spojrzeniem.
- Przestańcie w końcu to tak wałkować!- wybuchnął- Ciągłe wracanie do tego tematu nie przywróci jej życia! Nie rozumiecie, że to tylko pogarsza sprawę!?
- Uspokój się. Nam też jest ciężko się z tym pogodzić- westchnął Jordan- Wiemy jak się czujesz.
- NIE! NIC NIE WIECIE! NIC NIE ROZUMIECIE!- wrzasnął, a jego oczy zalśniły intensywnym błękitem.
- Josh, o co chodzi?- zapytałam, ale on nie zwrócił na to uwagi.
- NIE BYLIŚCIE TAM, KIEDY UMIERAŁA! WY… WY WCALE NIE CZUJECIE TEGO SAMEGO CO JA!- krzyknął dysząc z wściekłości- TEGO JADU WYPEŁNIAJĄCEGO KAŻDĄ CZĘŚĆ CIAŁA! MYŚLI KRĄŻĄCYCH W GŁOWIE, PRÓBUJĄCYCH NA KAŻDYM KROKU WMÓWIĆ, ŻE TO PRZEZE MNIE ELIZABETH JEST MARTWA!- chłopak zamilkł, uświadamiając sobie, że powiedział trochę za dużo.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów. To o mnie chodziło. Jeszcze raz spojrzałam na swoją sukienkę, bladą skórę. Właśnie dlatego Josh mi nie odpowiedział. Nie słyszał mnie. Bo właśnie ja… Byłam trupem. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nie mogłam przyjąć tego do wiadomości. Tak się na tym skupiłam, że zapomniałam o reszcie tej przemowy. Tymczasem Josh otrząsnął się już z odrętwienia. Odwrócił się do reszty plecami i ruszył w kierunku swojego pokoju.
- Josh, zaczekaj…- zaczęła Megan, ocierając łzy, ale odpowiedziało jej głośne trzaśnięcie drzwiami.
Wszyscy znowu pogrążyli się w milczeniu. Nagle usłyszałam kobiecy głos. Wywołujący ciarki na plecach szept:
- To właśnie tego się najbardziej boisz, prawda? Że zostaniesz sama… Bez nikogo bliskiego…
- Nie- powiedziałam stanowczo- Owszem, boję się tego, ale nie jestem martwa.
Zrozumiałam już co się tutaj dzieje. To był jakiś test. Nie wiedziałam jeszcze po co to wszystko, ale byłam przekonana, że żyję. Dowodem było chociażby to, że musiałam oddychać.
- Brawo Elizabeth- pochwalił mnie głos- Już się bałam, że nie jesteś taka inteligentna, jak myślałam.
I wtedy naprawdę się obudziłam.
***
Perspektywa Megan
Kiedy otworzyłam oczy znalazłam się z powrotem w budynku szkoły. Siedziałam skulona na ławce na korytarzu. Miałam na sobie dżinsy, białą koszulę z zielonym krawatem i półbuty na małym obcasie. Moje włosy były związane w luźny warkocz. Wyglądałam dość ładnie. Rozejrzałam się dookoła. Obok mnie leżała moja torba. Wszędzie było pełno ludzi. Musiała być akurat długa przerwa. Czułam się trochę dziwnie. Jakby od reszty świata oddzielała mnie cienka, prawie niewidoczna powłoka. W tłumie udało mi się dostrzec Elizabeth. Rozmawiała z Jessy i Jecky. Na ich widok na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wstałam i skierowałam się w ich stronę. Zauważyłam, że gdy przechodziłam, kilka osób obrzuciło mnie niechętnym spojrzeniem, ale to zignorowałam. El dostrzegła mnie z odległości kilku kroków i zamilkła w połowie zdania. Myślałam, że zaraz się uśmiechnie, przywoła ruchem ręki, albo podejdzie i przytuli na powitanie. Jednak ona tylko stała i patrzyła na mnie obojętnie. Dziewczyny też odwróciły się na chwilę w moją stronę, ale kiedy mnie zobaczyły, od razu zaczęły się tępo wpatrywać w widok za oknem.
- Cześć- przywitałam się niepewnie.
- O co ci chodzi?- zapytała chłodno Elizabeth, co mnie trochę zabolało.
- O nic- odpowiedziałam zdziwiona- Po prostu chciałam pogadać. Czy to coś złego?
Jessy mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak „W twoim przypadku tak”. To było jeszcze bardziej dotkliwe. Już nic nie rozumiałam. Pokłóciłyśmy się czy co?
- Czemu się tak zachowujecie?- spytałam zirytowana- Co ja wam zrobiłam?!
- Urodziłaś się- odparła Jecky z kpiącym uśmieszkiem.
Ogarnęła mnie ogromna, bezsilna złość, a jednocześnie moje gardło ścisnęła wielka gula.
- Dobrze! Skoro tak wam przeszkadza moje towarzystwo, to nie będę marnować waszego cennego czasu!- warknęłam i odeszłam z powrotem w głąb tłumu drżąc ze złości.
Mój umysł nie potrafił ogarnąć, co się właśnie stało. Znowu poczułam na sobie spojrzenia ludzi. Właśnie miałam wspiąć się po schodach, żeby dotrzeć do swojego pokoju i ukryć się przed światem, kiedy zobaczyłam Jasona. Stał oparty o ścianę i sprawdzał coś w telefonie. Był sam. Przez chwilę się mu przyglądałam. Rozczochrane włosy, koszula w kratkę, dżinsy… Wyglądał zupełnie normalnie. Jak mój Jason. Wzięłam głęboki oddech, a moje serce trochę się uspokoiło. Podeszłam do niego. Oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie z dezaprobatą. Ten mały pęcherzyk nadziei, który we mnie zagościł, zniknął tak szybko, jak się pojawił. Przełknęłam ślinę. Próbowałam powstrzymać się przed wybuchnięciem płaczem i rzuceniem się mu w ramiona nawet, jeśli miałby mnie odepchnąć. Jednak zamiast tego stałam i wpatrywałam się w jego piwne oczy.
- Cześć Jason- powiedziałam cicho.
- Taaak. Cześć- mruknął i otaksował mnie wzrokiem, a na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech.
- Czyli ty też?- zapytałam prosto z mostu.
- Co ja też?- zmarszczył brwi.
- Ty też traktujesz mnie, jakbym była trędowata- westchnęłam.
Chyba nie tego się spodziewał. Otworzył usta i zaraz je zamknął. Nie wiedział co mi odpowiedzieć. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Dokładnie taką samą minę miał wtedy, kiedy pierwszy raz go pocałowałam.
- Eeee… A tak nie jest?- wydukał- Ty… Bo… Ona… I…- spojrzał na mnie przerażony.
Super- pomyślałam- Teraz się mnie boi
Ale wtedy coś wpadło mi do głowy.
- Czekaj- przerwałam chłopakowi próby wypowiedzenia sensownego zdania- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy?
- Yyyyy… No… 1 września… Siedem lat temu…- wyjąkał.
- Wiedziałam- szepnęłam, kiedy moja teoria się potwierdziła- Wcale nie- zwróciłam się do Jasona- Poznaliśmy się mniej więcej na początku kwietnia, bo ja nie chodziłam do Pheria’s od początku roku szkolnego.
Wpatrywaliśmy się w siebie. Ja z tryumfem, a on ze zmieszaniem. Poczułam ogromną ulgę.
- Ty po prostu… nie jesteś prawdziwy- oznajmiłam.
Najchętniej zaczęłabym skakać i krzyczeć na cały głos, ale zamiast tego przybliżyłam się do chłopaka. Nachyliłam się w jego stronę i wyszeptałam:
- Jesteś tylko złudzeniem, wytworem mojej wyobraźni…
Przytuliłam go, a on był tak zaskoczony, że nawet mnie nie odepchnął. Wtedy, na moich oczach, zaczął się rozpadać na drobne kawałki. Miliony małych fragmentów, które powoli rozpływały się w mgłę. I usłyszałam dziewczęcy głos:
- No nieźle. Nadajesz się świetnie…
Obudziłam się.
***
Perspektywa Josha
Przez moje zamknięte powieki przesączało się nikłe światło. Obudziły mnie głosy.
- Och, jest przystojniejszy niż myślałam- mówiła jakaś dziewczyna.
- Przestań- skarciła ją starsza pani- Przecież wiesz, że nie możesz…
- Tak, wiem- przerwała dziewczyna- Nie mogę już nic powiedzieć? Nawet gdybym nie przyrzekała, to on jest za młody…- westchnęła.
- No właśnie- potaknęła kobieta- Pamiętasz co ci mówiłam?
- Zaczynasz traktować mnie, jakbym naprawdę była twoją wnuczką!- oburzyła się.
- Przepraszam, lata robią swoje, a ty…- przerwała- Cicho, chyba się budzi.
Otworzyłem oczy. Znajdowałem się w przytulnej jaskini. Była urządzona, jak normalne mieszkanie. Fotele, dwa łóżka, szafy i szafki… Dalej widziałem też aneks kuchenny i łazienkę. Leżałem na kanapie. Obok mnie stała mniej więcej szesnastoletnia, ładna dziewczyna o jasnobrązowych włosach i ciemnozielonych oczach. Miała na sobie szmaragdową sukienkę do ziemi z długimi rękawami. Uśmiechnęła się do mnie.
- Cześć Josh!- zawołała- Jestem Charlotta, ale możesz mówić mi Lotta albo Lottie. Kivemono, chodź tu!
- Skąd znasz moje imię?- zapytałem.
W tym samym momencie do pokoju weszła starsza pani. Zamarłem. Wyglądała zupełnie jak staruszka z opisu Jecky.
- Witaj młodzieńcze- przywitała się kobieta.
- To ty- powiedziałem patrząc na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Tak, to ja- westchnęła- Miałam przekazać wiadomość od wyroczni. To nie moja wina, że miałam akurat chrypę i wyszło jakoś tak mrocznie. A musiałam uśpić twoją koleżankę, żeby nie zaczęła od razu wrzeszczeć, bo wtedy nie zdążyłabym się ukryć- wzruszyła ramionami.
Spojrzałem na nią niepewnie. Wydawała się szczera, ale nie do końca jej ufałem.
- Wracając do pytania- wtrąciła Charlotta- Znam tutaj wszystkich.
- Tutaj?- zmarszczyłem brwi.
- No… W szkole. W Pheria’s High School- wyjaśniła- Często wybieramy się na górę, bo tu nie ma zbyt wielu rzeczy do roboty.
- Mogę spytać, dlaczego mieszkacie w jaskini?- jeszcze raz rozejrzałem się dookoła.
- Cóż…- spuściła wzrok- Chodzi o to, że… To ja jestem wyrocznią.
Zamurowało mnie. To był dla mnie lekki szok. Ta młoda dziewczyna, która przede mną stała miałaby być wyrocznią?
- Czyli… To ty wymyśliłaś tą całą przepowiednię?- spytałem niepewnie.
- Nie wymyśliłam jej- jęknęła- Ja po prostu… Och, nieważne. Wytłumaczę ci to następnym razem, bo mamy już mało czasu. Naprawdę przepraszam, że jestem taka tajemnicza. Posłuchaj mnie uważnie- kiwnąłem głową na znak gotowości- Chcę, żebyś przyprowadził tutaj swoich przyjaciół. Wtedy wszystkiego się dowiecie…
- Ale kiedy miałoby to być i skąd będę znał dro…?- zacząłem.
- Najlepsza byłaby Wigilia, bo z tego, co wiem prawie wszyscy zostajecie w szkole- przerwała mi Lotta- Oczywiście będziecie musieli się wymknąć po kolacji. A teraz Kivemona odprowadzi cię na górę, żebyś wiedział jak tu wrócić i uśpi cię na kilka sekund. Tylko dla zachowania pozorów. Jeszcze raz cię przepraszam, ale oni też się zaraz obudzą. Zostało 10 minut.
Staruszka poprowadziła mnie do wyjścia z jaskini, zasłoniętego jasnozieloną kotarą.
- Do zobaczenia Josh!- zawołała jeszcze Charlotta, kiedy wkroczyliśmy w ciemność.
***
Korytarz, w którym się znaleźliśmy był zupełnie inny niż wcześniejsze. Elizabeth i ja musieliśmy cały czas patrzeć pod nogi albo nasłuchiwać, czy nie zbliżają się szczury, a tam… Podłoże było zupełnie gładkie, na ścianach wisiały pochodnie… Starałem się zapamiętać drogę. Najpierw w lewo, potem w prawo… Kivemona milczała, a ja próbowałem to wszystko ogarnąć i jednocześnie zastanawiałem się, jak nawiązać rozmowę. W końcu, z braku lepszych pomysłów, zapytałem:
- Czyli nazywa się pani Kivemona?
- Tak- odpowiedziała po chwili- To od greckiego κηδεμόνας (czyt. kiwemonas)[ii], czyli opiekunka. Chyba się sprawdziło. Opiekuję się Charlottą od wielu lat. A ty masz na nazwisko Uncanny, tak?- uśmiechnęła się lekko.
- Tak- także się uśmiechnąłem- Czyli tajemniczy, sekretny… Nie wiem czy to prawda, ale w sumie mam całe życie przed sobą- dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem- Nie, że pani jest stara!- zacząłem się tłumaczyć.
- Och, nie mam ci tego za złe. Wiem, że nie to miałeś na myśli- odparła spokojnie.
Kolejny skręt w lewo. Przez chwilę znowu się nie odzywaliśmy. Miałem nadzieję, że naprawdę jej nie uraziłem. Jeszcze raz skręciliśmy w lewo.
- Już prawie jesteśmy- powiedziała nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.
Faktycznie. Zobaczyłem przed sobą schody. Przejście nadal było otwarte. Widziałem sufit biblioteki przez otwór.
- No to… Do widzenia, proszę pani- uśmiechnąłem się niepewnie.
- Do widzenia Joshu, ostatni z rodu Uncannych- powiedziała głosem niewiele głośniejszym od szeptu- Jeszcze zobaczymy, czy jesteś godny swojego nazwiska- uśmiechnęła się dziwnie.
Po czym pstryknęła palcami, a mnie po raz kolejny pochłonęła ciemność.
Wow! Ten rozdział ma ponad 10 stron wordowskich! Nieźle… Tak, wiem. Ta ostatnia perspektywa Josha to był jeden wielki dialog, ale cóż… Tak wyszło. Ten rozdział jest dla was takim jakby… prezentem wielkanocnym. Życzę wam wszystkim zdrowia, szczęścia i pysznego niedzielnego śniadania! Do przeczytania!



[i] Coś jednak pamiętam z tej biologii… XD
[ii] Tsaaa… Kolorowa wszędzie wprowadza jakieś dziwne języki… :-p