Czytasz = Komentujesz

Czytasz = Komentujesz

Komentarze są bardzo ważne. To właśnie one najbardziej motywują do pisania, więc pozostawcie coś po sobie. Nawet "super" jest w porządku. Przynajmniej wiem wtedy, że ktoś to czyta i go to obchodzi.

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 7



Wczorajszy dzień był dość męczący, ale od razu poprawił mi się humor, kiedy rano przypomniałam sobie, że dzisiaj jest Morto i sobota w jednym. Ubrałam białą sukienkę i  tego samego koloru obcasy. Oczy pomalowałam na złoto, a usta na jasnoróżowo. Kolczyki ze złotym słońcem i srebrnym księżycem pasowały idealnie. Włosy związałam w wysoki kucyk. Na śniadaniu w ogóle nie mogłam się skupić na tym co mówiła do mnie Megan. Wciąż rozkładałam wczorajszy spacer z Nathanem na części pierwsze. Nie patrzyłam nawet na to co jem, w wyniku czego do mojego żołądka trafiła brukselka, której nienawidzę. Ale cóż... Po posiłku praktycznie cała szkoła zebrała przy fontannie w parku. Przemówiła pani dyrektor. Blondynka w średnim wieku chodząca zwykle w prostych spódnicach i eleganckich bluzkach. Zaraz po tym skierowaliśmy się w stronę cmentarza. Rozmowom nie było końca. Część uczniów (łącznie ze mną) niosła materiały do ozdoby grobów, a inni koce i jedzenie. Przez jakieś 20 min szliśmy leśnymi dróżkami, aż dotarliśmy na miejsce. Mimo wczesnej (była dopiero 8.10)  pory było już pięknie i kolorowo. Dookoła stały wazony z kwiatami, groby zasłano materiałami, a na pobliskiej polance ludzie siedzieli na kocach rozmawiali i jedli przygotowane wcześniej przekąski. Zaczęliśmy dekorowanie. Cały czas towarzyszył nam zapach dość ciepłego, przyjemnego poranka. Po skończonej robocie (o mniej więcej 10.00) czekał nas zasłużony odpoczynek. Udaliśmy się na polanę i rozłożyliśmy swoje rzeczy. Megan, Jessy, Jecky i ja usiadłyśmy obok siebie. Jadłyśmy pyszne kanapki i rozkoszowałyśmy się widokiem kolorowego lasu skąpanego w jesiennym słońcu. Wtedy nasz spokój zakłócił Jason. Podszedł do nas ze swoim standardowym uśmieszkiem na twarzy.
- Cześć! Megan, możemy pogadać?- zapytał.
Wymieniłam z nią porozumiewawcze spojrzenie. Megan kocha się w nim od 2 klasy podstawówki.
- Eeee... Jasne- odpowiedziała.
Kiedy odeszli dość daleko, żeby nas nie usłyszeli zaczęłyśmy się głośno śmiać.
***
Perspektywa Megan
*Poszłam za Jasonem do miejsca, w którym polana łączyła się z lasem. Oparłam się o drzewo i spojrzałam na niego uważnie.
- Więc...- zaczął i przeczesał włosy palcami.
W tym momencie wiedziałam już, że to nie będzie zwykła rozmowa z  Jasonem (czyli: on robi coś głupiego, ty mówisz coś w stylu „Jezu, co ty robisz człowieku?”, potem chwilę sobie dogryzacie i wszyscy się śmieją) tylko coś naprawdę poważnego.
- Megan, ja... Naprawdę cię lubię...- wyglądał tak, jakby bał się mojej reakcji.
Moje serce przyspieszyło. Chciałam coś powiedzieć, ale w głowie miałam totalny mętlik. Rzuciłam mu lekko ponaglające spojrzenie.
- Zastanawiałem się... Czy nie poszłabyś ze mną jutro do kina?- zapytał szybko.
Stanęłam jak wryta, a chłopak widocznie się niecierpliwił.
- Tak!- zawołałam.
Chyba trochę przesadziłam, bo jego entuzjazm spadł.
- Znaczy... Pewnie- szybko się poprawiłam- Na jaki film?
- Super- uśmiechnął się- Myślałem o Za jakie grzechy, dobry Boże?, albo Interstellar. A ty jak myślisz? Oba filmy są na 16.30.
- Wolałabym Za jakie grzechy, dobry Boże.
- Ok. Spoko. To... Do jutra.
- Cześć- uśmiechnęłam się.
I z takim wielkim bananem na twarzy wróciłam do dziewczyn. Wręcz do nich pobiegłam. Kiedy tylko znalazłam się na miejscu i upewniłam się, że Jason tego nie widzi powiedziałam:
- Dziewczyny! Jason zaprosił mnie na randkę!
- Co?!- zawołały chórem- Jak?!
- Normalnie. Znaczy dla mnie to nie było normalne, ale... No wiecie o co mi chodzi!
- Tak, wiemy- odparła Elizabeth- Ale na kiedy?
- Jutro. Idziemy do kina na Za jakie grzechy dobry Boże.
- Gratulacje!- odezwała się Jes- Widać te 5 lat podkochiwania się w nim wreszcie się opłaciło.
Wszystkie się roześmiałyśmy.*
***
Perspektywa Elizabeth
Koło 13.00 zaczęliśmy się zbierać. Szliśmy już dobre 5 min, kiedy nagle Megan poprosiła mnie, żebyśmy się na chwilę zatrzymały.
- El, strasznie się denerwuje jutrem- oznajmiła.
- Dobra, rozumiem cię, ale nie możemy pogadać o tym w szkole?- zapytałam.
- Proszę. Tylko chwilę- zrobiła do mnie „proszącą minkę”.
- No dobra.
Jednak gdy dziewczyna mi się wygadała zauważyłyśmy, że nagle wszyscy zniknęli.
- O nie! Widzisz, poszli bez nas!- zawołałam.
- Uspokój się. Zaraz ich dogonimy.
Niestety nie miała racji. Długo szukałyśmy drogi powrotnej, ale nam się nie udało. Miałam nawet wrażenie, że chodzimy w kółko. Byłam zrozpaczona. Zgubiłyśmy się.
***
Perspektywa Josha
Byliśmy już w połowie drogi do szkoły. Od jakiegoś czasu nie widziałem nigdzie Elizabeth i Megan. Wiedziałem, że byli tam wszyscy uczniowie i pewnie po prostu nie widzę ich w tym tłumie, ale coś mi nie pasowało.
- Widzieliście El i Meg?- zapytałem chłopaków.
- Na pewno są gdzieś z tyłu- odparł Jake.
- Zresztą czemu się tym tak przejmujesz? To przecież nie twoja sprawa- wtrącił Martin.
- Żadna z nich nie jest twoją dziewczyną- dorzucił Simon- Chyba, że o czymś nie wiemy.
Gwałtownie się zatrzymałem. Aż się we mnie zagotowało. Miałem świadomość, że oni nie zdawali sobie z tego sprawy, ale w mojej aktualnej sytuacji zabrzmiało to złośliwie. Jestem pewien, że byłem cały czerwony na twarzy.
- No właśnie. O niczym nie wiecie i niczego nie rozumiecie!- prawie krzyknąłem.
- Dobra, spokojnie. W takim razie nam powiedz, jaki to sekret ukrywasz[i]?- rzucił prześmiewczym tonem Julian.
- Tak się składa, że nie wyjawiam trudnych sytuacji z mojej przeszłości dupkom, więc sory. Może innym razem. A teraz, jeśli pozwolicie pójdę poszukać El- syknąłem.
Odwróciłem się i już zamierzałem iść, kiedy usłyszałem pełen nie ukrywanej kpiny głos Petera:
- Ach, to o nią chodzi? Pozwolisz, że uzmysłowię ci jedną rzecz. Nie wydaje mi się, żeby cię lubiła. Mógłbyś coś z tym zrobić- zasugerował.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie i szybkim krokiem ruszyłem w drogę powrotną.
- Właśnie taki mam zamiar- mruknąłem.
***
Perspektywa Elizabeth
Błądziłyśmy już dość długo. Coraz bardziej się niepokoiłam. Szczególnie, że robiło się coraz później.
- Nie do wiary!- zawołała Megan- Byłam w tym lesie tyle razy, ale za nic nie mogę znaleźć drogi powrotnej! Nawet nie wiem gdzie jesteśmy!
- Może będziemy iść cały czas w jedną stronę, aż w końcu dotrzemy do skraju lasu?- zaproponowałam.
- Nie! Wiesz jaki ten las jest ogromny?! Jeśli pójdziemy w niewłaściwą stronę, to zanim dojdziemy minie cały dzień, trzeba będzie jeszcze wrócić!
- Jakoś dotąd cię to nie powstrzymywało- mruknęłam.
Albo mogłabyś się połączyć z tym lasem. Przecież jesteś w połowie Nimfą Leśną!”pomyślałam.
Wyciągnęłam telefon.
- Nadal nie ma zasięgu- powiedziałam i nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk- Co to było?
- Ale co?- zapytała dziewczyna.
- Słyszałam coś, ale... Pewnie mi się wydawało.
Po chwili się to powtórzyło.
- Znowu!- rozejrzałam się dookoła- Jakby... Kroki?
- Tym razem też słyszałam- zawtórowała mi Meggie.
Wtedy ni stąd ni zowąd zza drzewa wyszedł... Josh?!
- Co ty tu robisz?- zdziwiłam się.
- Mógłbym was spytać o to samo- odpowiedział.
Podszedł do nas powolnym krokiem.
- Skoro nas znalazłeś, to znaczy, że wiesz jak wrócić, prawda?- zapytała Meg.
- Taaak- odparł obojętnie, przeciągając sylaby.
Brzmiał, jakby był bardzo pewny siebie, ale ja wiedziałam swoje. Znałam go zbyt dobrze. To była tylko maska. Wszystkie mięśnie miał napięte. Jeszcze niedawno był bardzo zdenerwowany. Jeśli nie wściekły. Cały czas byłam na niego zła, ale widząc go takiego przypomniałam sobie czas, kiedy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. W takich chwilach zawsze go pocieszałam, pytałam o co chodzi. Zresztą on nie pozostawał mi dłużny. Jednak przez to co zrobił wszystko się rozpadło. Trudno mi się do tego przyznać, ale... Tęskniłam za tym. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wpatrywałam się w niego od jakiegoś czasu. Szybko oderwałam od niego wzrok i spytałam:
- Więc zaprowadzisz nas?
- Dlaczego by nie?- powiedział i ruszył jedną z pobliskich dróżek.
Przez całą drogę nie odezwałam się już ani razu. Raz po raz ciszę przerywało tylko pytanie Megan „Jesteś pewien, że wiesz którędy pójść”i jego odpowiedź, zawsze taka sama „Tak, jestem pewien”. Kiedy doszliśmy do szkoły była już 15.00. Nagle zdałam sobie sprawę, że jestem strasznie zmęczona tym chodzeniem po lesie.
- Dzięki- zwróciłam się do Josha i skierowałam się do pokoju.
Postanowiłam, że zadania domowe zostawię sobie na następny dzień. Jedyną rzeczą, o której teraz marzyłam było położenie się na łóżku i czytanie.
***
Perspektywa Josha
- Nie ma za co- odpowiedziałem, ale ich już tam nie było.
Czułem się fatalnie. Wiedziałem, że muszę wytłumaczyć wszystko Elizabeth. Nawet wiedziałem kiedy. Wtedy w głowie znowu usłyszałem drwiący głos Petera: „Ach, to o nią chodzi? Pozwolisz, że uzmysłowię ci jedną rzecz. Nie wydaje mi się, żeby cię lubiła. Mógłbyś coś z tym zrobić”
- Właśnie taki mam zamiar- powtórzyłem stanowczo.



Hej! Podobało się? Jeśli tak, to komentujcie, a jeśli nie… Też komentujcie. Jakoś zniosę krytykę. Zauważyłam, że wejść na bloga jest dość dużo, a komentarze zostawiają tylko moje koleżanki, więc jeśli czyta to ktoś jeszcze, niech skomentuje. To naprawdę nie jest wielka filozofia!
Kolorowa Czytelniczka



[i] Nazwisko Josha- Uncanny oznacza tajemniczy, sekretny, niezwykły, przedziwny.

9 komentarzy:

  1. Suuuuuper! Dlaczego jest tak mało mnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. To proszę, żeby tak nie wychodziło:-* (o ile możnaby było)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Fajne opowiadanie, trafiłam na nie dopiero dzisiaj ale na pewno zajrzę tu jeszcze nie raz :P
    Co tu dużo mówić, szybko i przyjemnie się to czyta wiec życzę Ci dużo weny i niecierpliwie czekam na następny :*
    Ps. Jak znajdziesz wolną chwilkę to gorąco zapraszam do mnie: http.:wystarczywyciagnacrekepomarzenia.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie. Tylko czemu przedstawiłaś Megan jako taką bezmyślną? ??

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo ty jesteś bezmyślna helloł! :-*

    OdpowiedzUsuń