Czytasz = Komentujesz

Czytasz = Komentujesz

Komentarze są bardzo ważne. To właśnie one najbardziej motywują do pisania, więc pozostawcie coś po sobie. Nawet "super" jest w porządku. Przynajmniej wiem wtedy, że ktoś to czyta i go to obchodzi.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 6



Muzyka (od * do *)- [klik] + tekst i tłumaczenie-[klik]
*W końcu przyszedł czas na Halloween! Obudziłam się wcześniej i byłam tak podekscytowana, że nie mogłam już zasnąć. Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Założyłam szare legginsy, białą bluzkę ze złoto- różową czaszką i pasujące kolczyki. Zaplanowałam już w co ubiorę się wieczorem. Zostało mi jeszcze dużo czasu, więc pochwyciłam książkę i zatopiłam się w lekturze. Wkrótce Megan dołączyła do mnie w świecie przytomnych. Zebrałyśmy się i poszłyśmy na śniadanie. Kiedy już prawie dotarłyśmy do jadalni zobaczyłam Nathana. Opierał się o ścianę i uśmiechał do mnie.
- Wiesz, idź sama- powiedziałam przyjaciółce- Zapomniałam czegoś z pokoju.
Dziewczyna uwierzyła w moje wytłumaczenie i podążyła w stronę naszego stołu.
- A ty znowu nie na śniadaniu?- zapytałam wampira.
- I tak muszę poczekać. Może trudno ci w to uwierzyć, ale żywię się nie tylko normalnym jedzeniem- wysunął kły.
- Dobra, rozumiem. Co robisz po szkole?
- Czy to jest propozycja randki?- zdziwił się- Przepraszam, nie jestem przygotowany!
- Nie głupku- spojrzałam na niego z politowaniem- Razem ze znajomymi z klasy idziemy wieczorem do lasu złożyć ofiary Reprobim[i], a później robimy sobie w pokoju wspólnym małą imprezę i zastanawiałam się czy do nas nie dołączysz.
Nathan przysunął się do mnie, złapał za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Przyjmuję zaproszenie, ale pod jednym warunkiem. Będziesz moją partnerką.
- A czy to jest propozycja randki?- spytałam.
- Może...- odparł.
- Ok. Spełnię twój warunek. Teraz muszę iść coś zjeść, bo inaczej nie dożyję tego wieczoru- oznajmiłam.
- Już nie mogę się doczekać.
- Pa- pożegnałam się i pocałowałam go w policzek.
Ruszyłam do jadalni, a on stał jak wryty.*
***
Wreszcie nadszedł upragniony wieczór. Miałam na sobie czarną, koronkową sukienkę z równie ciemną halką pod spodem, kremowe rajstopy, czarne buty na  obcasie i czarny, ozdobny sweterek ze srebrnymi cekinami. Włosy podkręciłam lokówką i zostawiłam rozpuszczone. Efekt dopełniały kolczyki- nietoperze, lekko podkreślone brązowym cieniem oczy i pomalowane beżową szminką usta. Megan była ubrana w szarą sukienkę, srebrne botki, a włosy związała w luźny warkocz. Długie kolczyki, błękitny cień do powiek i brzoskwiniowa szminka nadawały jej tajemniczości. Zebraliśmy się na parterze (my czyli Jason, Jessy, Jecky, Jordan, Harriet, David, Megan, Josh i ja). Przyszedł też Nathan. Założył czarny garnitur, który dobrze komponował się z jego bladą skórą.
- Uuuu... Kto to jest?- spytała mnie szeptem zafascynowana Megan.
- To jest Nathan- powiedziałam na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli- Wampir. Mój...- zawahałam się i spojrzałam na niego niepewnie- przyjaciel.
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Cześć- przywitał się.
Po chwili zmierzaliśmy już do lasu. Chłodne powietrze i zachmurzone niebo sprzyjały nastrojowi niepewności, niepokoju. Szliśmy w małej grupie z Nathanem i Jordanem na czele. Przedzieraliśmy się przez zarośla, aż dotarliśmy do polany z małym, kamiennym ołtarzykiem po środku. Okrążyliśmy go, po czym ustawiliśmy na nim świece i glinianą miseczkę. Denerwowałam się, bo zgodnie z tradycją w tym zwyczaju bierze się udział od 11 roku życia, ale to był mój pierwszy raz.[ii] W końcu trzeba było przejść do ofiary. Pierwszy poszedł Nathan (był przecież najstarszy). Wysunął kły, a jego oczy zaszły czerwienią. Rozerwał zębami skórę na wierzchu prawej dłoni. Uniósł rękę nad naczynie i poczekał, aż kilka kropel czarnej krwi (wampirza krew ma inny kolor niż normalna) spłynie w dół.  Ja poszłam następna. Wzięłam nóż, który zabraliśmy ze sobą. Przecięłam skórę we wnętrzu lewej dłoni. Zacisnęłam ją w pięść. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy patrzyłam na swoją krew ściekającą do miseczki. Rana strasznie piekła.
 Podobnie zrobił każdy. Usiedliśmy na trawie. Chwilę później, gdy chmury rozstąpiły się ukazując księżyc w pełni, szkarłatny płyn w naczyniu zaczął się palić, a rany zagoiły się. Zamiast nich u wszystkich pojawił się jakby wypalony znak. Był tam napis Vita o di Morte co znaczy: życie, albo śmierć. Znak ten znika po roku i co rok wszyscy magiczni obywatele mają obowiązek odnawiania go.
Jeszcze trochę siedzieliśmy w zupełnej ciszy i wróciliśmy do szkoły. Skierowaliśmy się do pokoju wspólnego. Rozsiedliśmy się i rozpoczęły się rozmowy. Muzykę na pewno było słychać na korytarzu. Naprawdę było super. Jednak czułam, że ten wcześniejszy nastrój bardziej mi się udzielił. Śmieszyły mnie wszystkie żarty i dobrze się bawiłam, ale... To nie poprawiło mi humoru. W końcu stwierdziłam, iż to nie ma sensu i postanowiłam iść do pokoju. I tak była już 23.00. Moje zachowanie pierwszy zauważył Nathan.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Tak. Po prostu... Nie mam nastroju na zabawy- odparłam.
- Jeśli chcesz, możemy się przejść albo coś- zaproponował.
- Ok, ale wyjdź pierwszy, a ja dopiero chwilę po tobie, bo nie chcę teraz żadnych głupich pytań, podtekstów i podejrzeń.
Skinął głową.
- Wiecie, chyba będę się zbierać. Obiecałem kumplom, że przyjdę wcześniej- powiedział i skierował się do drzwi- To cześć!
- Hej!- odpowiedzieliśmy chórem.
Zostałam jeszcze jakieś 15 min. Potem wykręciłam się zmęczeniem i wyszłam na korytarz.
- Co tak długo?- Nathan stał obok oparty o ścianę- Już zaczynałem się niepokoić.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Idziemy czy nie?- zniecierpliwiłam się.
Jeszcze przez moment się droczyliśmy i poszliśmy cicho na parter. Ostrożnie przeszliśmy ten kawałek dzielący nas od drzwi i odetchnęliśmy z ulgą, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Rozpoczęliśmy spacer po parku. Wtedy się odezwałam:
- Wiesz, niektórzy ludzie myślą, że są nieważni. Że są jednym, nieistotnym ziarenkiem piasku na pustyni, jedną, marną kroplą wody w oceanie. Nie oszukujmy się. Każdemu to czasem przychodzi do głowy. Jednak gdyby wszyscy tak uważali i nie przykładali wagi do tego co robią, w końcu ta pustynia czy ten ocean przestałby istnieć. To dowodzi, że są osoby, które nie poddają się temu odczuciu. Idą dalej i nie oglądają się za siebie. Są silni. Też chciałabym taka być. Ale wtedy przychodzi mi na myśl, że mogę nie dać rady. Wracam do punktu wyjścia. Więc kim w końcu jestem?
- To kim jesteś zależy tylko od ciebie. Jeśli będziesz myśleć, że jesteś słaba, to rzeczywiście się taka staniesz- chłopak zatrzymał się i objął mnie w pasie- Ale ja na to nie pozwolę- powiedział i jeszcze bardziej do mnie przysunął.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Spojrzałam na niego niepewnie. Wtedy mnie pocałował. Nie było to coś delikatnego tylko namiętny pocałunek. Na początku nie wiedziałam co o tym myśleć, ale później mi się to spodobało. Odwzajemniłam go. Jeszcze długo spacerowaliśmy, więc kiedy wróciłam (koło 1.00) Megan już spała. To był bardzo dziwny, pełen nowości, ale fajny dzień.
***
Perspektywa Josha
Wiem, że nie powinienem, ale kiedy Elizabeth wyszła postanowiłem ruszyć za nią. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy jest zmęczona. Odczekałem chwilę i wyszedłem (powiedziałem reszcie, że muszę się przewietrzyć). Bardzo chciałem z nią porozmawiać. Widziałem jak wychodzi do parku z tym całym Nathanem. Ruszyłem za nimi. Miałem świadomość tego, że to złe, ale podsłuchałem ich rozmowę. Nie lubię wampirów, a on od początku wydawał mi się jakiś podejrzany. Potem ten pocałunek i już wiedziałem, że są razem. Zrezygnowany wróciłem do środka. Nagle coś wpadło mi do głowy. Pobiegłem do pokoju i poprosiłem Megan na słówko. Widziałem, że zrobiła to niechętnie, ale zgodziła się ze mną pogadać. Poszliśmy do jej pokoju.
- Zakładam, że Elizabeth powiedziała ci już, dlaczego mnie nie lubi, ba praktycznie nienawidzi?- spytałem, kiedy znaleźliśmy się na miejscu, a dziewczyna skinęła głową- Ok. W takim razie chciałbym sprostować kilka rzeczy.
- Jakich rzeczy?! Przecież wszystko jest jasne! Jesteś zwykłym zdrajcą!- krzyknęła.
Westchnąłem. Mogłem się tego spodziewać.
- Dobra, uspokój się. Jeśli pozwolisz opowiem ci to z mojej perspektywy.
Spojrzała na mnie nieufnie.
- Niech ci będzie- odparła i opadła na łóżko- Usiądź- wskazała miejsce obok siebie.
- Jak wiesz, Elizabeth i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi- zacząłem- Przyznaję, że byłem... Jestem w niej zakochany. Już wcześniej wiedziałem, że jestem czarodziejem i kim ona jest. Jej rodzice chcieli, żeby to jak najdłużej pozostało dla niej tajemnicą. Jednak pewnego dnia do ich domu przyjechali ludzie od IPM[iii] na coroczną inspekcję, a my wróciliśmy wcześniej ze szkoły i... Nie mieli wyjścia. Musieli jej powiedzieć. Mimo to poprosili, żebym nie mówił jej o swoim prawdziwym pochodzeniu i nie poinformowali jej o tym, że jest coś takiego jak chociażby Pherias High School. Wtedy... Samantha... Ona jest Syreną[iv]- Megan głośno wciągnęła powietrze-  W jakiś sposób dowiedziała się kim jestem. Zagroziła mi, że wyjawi Elizabeth, że ją okłamywałem i...- dziewczyna spojrzała na mnie uważnie, ale nic nie powiedziała- i wiele innych rzeczy, chyba że jej powiem czy El też ma moce i dam dowód. Wolałem, żeby Elizabeth znienawidziła mnie za coś takiego niż tamte incydenty. Nie że chciałem jej nienawiści, ale obie drogi prowadziły do tego samego miejsca. Więc dałem jej dowód. Nawet nie powiedziała mi łaskawie co chce zrobić, a gdybym wiedział to w życiu bym się nie zgodził. Później ta sytuacja na przerwie i pocałunek... Normalnie mi się po tym rzygać chciało. Wtedy Ellie uciekła i rozpoczęła lekcje indywidualne. Nie raz przychodziłem, dzwoniłem... Chciałem jej to jakoś wytłumaczyć... Ale niestety nic z tego.
- Ja...- zacięła się Megan- Nie miałam pojęcia...
- Elizabeth też nie ma. Nie wiem co mam zrobić.
- Ale ja wiem- stwierdziła dziarsko- Musisz z nią porozmawiać. Mam nawet pomysł, jak zaaranżować spotkanie.
Zaczęła mi wszystko objaśniać. Zgodziłem się.
- Która godzina?- zapytałem.
- Prawie 00.30.
- Pójdę już. Nie chcę, żeby El mnie zobaczyła. Cześć.
- Tylko pamiętaj. Nie tak od razu. Pa.
Wolnym krokiem wszedłem do swojego pokoju, w którym Jason kładł się już do łóżka.


[i] Istoty magiczne uznają, że Halloween (częściej używana jest nazwa Respinto) jest świętem dusz potępionych (nazywanych Reprobi), które smażą się w ogniu Inferna (piekła). Ludzie chodzą do lasów i składają ofiary (mają dosyć osobliwą tradycję), a potem świętują.
Za to święto Morto jest ich odpowiednikiem naszych Wszystkich Świętych. Tego dnia chodzi się na cmentarze (nie tylko te na których leżą bliscy z rodzin) i ozdabia się groby. Przynosi jedzenie i picie oraz urządza pikniki. W ten sposób można zdobyć przychylność Adottato (chwalebnych, zasłużonych dusz) znajdujących się w Megliornie (wierzą, że po śmierci ich dusze trafiają do innego, lepszego świata, gdzie mogą zacząć nowe życie).Te święta są po prostu swoimi przeciwieństwami. Chodzi w nich głównie o to, żeby czcić wszystkich zmarłych.

[ii] Elizabeth wcześniej nie brała udziału w zwyczajach istot magicznych, bo nie wiedziała, że w ogóle kimś takim jest.
[iii] Inspekcje Przeciwmagiczne Międzywymiarowe. Zajmują się odnajdywaniem magicznych istot, które używają magii w sposób niewłaściwy. Każda rodzina musi przejść inspekcję raz w roku.
[iv] Syreny i Trytony (ich męskie odpowiedniki) są złe i przebiegłe. Także żyją wśród zwykłych ludzi, ale mają własne zasady. Posiadają nawet własne szkoły, więc żadne z nich nie uczęszcza do takich ośrodków jak Pheria’s High School.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 5



Minął już miesiąc od przyjazdu Josha. Nastał 17 października- urodziny Harriet. Przez to po śniadaniu zrobiło się zamieszanie. W prawdzie złożyliśmy się i kupiliśmy prezent dzień wcześniej, ale mimo wszystko byliśmy zdenerwowani (my- Megan, Jason, David, Jordan, Jecky, Jessy, niestety Josh i ja).
- Ale masz tą książkę, prawda?- spytała po raz kolejny Meggie, kiedy wychodziłyśmy na korytarz.
- Tak- odpowiedziałam.
- Na pewno?
- Tak!
Stałam tak przed drzwiami do naszego pokoju i na wszystkie pytania odpowiadałam tak samo. Wtedy drzwi po naszej prawej się otworzyły i wyszli zza nich Jason i Josh. Na chwilę ucichłyśmy.
- Cześć!- przywitała się z nimi Megan.
- Hej- Jason się do nas uśmiechnął- Wszystko gotowe na dzisiaj po południu?
- Cześć...- mruknęliśmy jednocześnie Josh i ja.
- Jasne, Harriet nic nie podejrzewa. Teraz trzeba tylko dopilnować, żeby tak zostało- odparła entuzjastycznie moja przyjaciółka.
- Dobra, czas się już zbierać na lekcje- zauważył jej rozmówca.
Rozdzieliliśmy się. Jason i ja poszliśmy w jedną stronę, a Megan i Josh w drugą. Odpowiadał mi ten podział.
            Po lekcjach, które nie trwały zbyt długo zebraliśmy się w holu na parterze. Dostaliśmy pozwolenie na opuszczenie obiadokolacji i pójście do miasta. Równo o 14.00 wyszliśmy poza teren szkoły i skręciliśmy w urokliwą dróżkę. Wzdłuż ciągnęły się drzewa i krzewy. Po drodze rozmawialiśmy i śmialiśmy się. To było towarzystwo, w którym czułam się najlepiej. No... Zamieniłabym tylko Josha na Nathana. Właśnie. Spotkałam się jeszcze kilka razy z Nathanem. Jest naprawdę bardzo sympatyczny, świetnie się dogadujemy. Nawet... Zaczął mi się podobać. Ale wracając do rzeczywistości...
- Widzę!- zawołała Harriet.
Przed nami stała mała budka, a w środku siedział stary skrzat. Podeszliśmy i zapukaliśmy do drzwi. Dziwny osobnik otworzył je i skrzywił się na nasz widok pokazując zepsute, pożółkłe zęby. Jego twarz miała kształt trójkąta, a małe oczka obserwowały wszystko uważnie.
- A wy czemu nie w szkole?- zapytał ochrypłym głosem.
- Mamy pozwolenie- powiedział Jordan i podał strażnikowi kartkę z własnoręcznym podpisem dyrektorki.
- Niech wam będzie. Zaraz otworzę portal- zgodził się skrzat-Gdzie chcecie się przenieść? Magiczna czy zwykła dzielnica?
- Zwykła- odparł młody Łowca- Do kiedy mamy czas?
- Do 19.00. Przygotujcie się.
Chwilę później naprzeciwko nas pojawił się kolorowy wir. Pierwszy poszedł Jason, potem Jessy, Megan, Harriet, Jordan, Jecky, Josh i ja na końcu. Wyglądało to jakby po podejściu do portalu jakaś siła nas do niego wciągnęła. Widziałam jak Josh znika w środku. Zawahałam się.
A jeśli coś pójdzie nie tak?pomyślałam.
- Jeśli się boisz, weź rozbieg!- krzyknął skrzat.
Posłuchałam jego rady. Zaczęłam biec i... Nagle wszystko zawirowało. Zanim zdążyłam się zorientować, że spadam, leżałam już na czymś miękkim. No właśnie... Od kiedy ziemia jest miękka? Spojrzałam w dół. Pode mną leżała Jecky.
- To trochę boli- zauważyła- Możesz ze mnie zejść?
- Pewnie. Przepraszam cię- zaśmiałam się.
-  Przynajmniej prezent jest cały- szepnęłam do niej klepiąc swoją torbę.
- Chodźcie!- zawołał David- Już niedaleko!
Faktycznie. Znaleźliśmy się na chodniku przy asfaltowej drodze, która zakręcała w lewo, a przy niej widać było mały, przytulny domek. Szliśmy wzdłuż niej, aż zobaczyliśmy centrum małego miasteczka. Stanęliśmy na skrzyżowaniu i zaczęliśmy rozglądać się po okolicy. Wszędzie znajdowały się małe i duże sklepy, restauracje, ale także domy. Właśnie wypatrzyliśmy cel naszej podróży.
- Jest! Pizzeria po prawej!- zawołał Josh.
Od razu skierowaliśmy się w tamtą stronę. Zajęliśmy miejsca przy stoliku, a Harriet i Jecky poszły zamówić jedzenie.
- Teraz!- powiedział Jason- Wyciągaj prezent.
Zrobiłam co kazał. Wtedy wróciły dziewczyny. Wyciągnęłam kolorową torebkę zza pleców, wręczyłam ją solenizantce i zaśpiewaliśmy Sto Lat.
- Rozpakuj prezent- zaproponowała Megan.
Harriet wyjęła z torebki niezbyt grubą książkę w twardej okładce.
- Jej, to moja ulubiona seria! W dodatku tej jeszcze nie czytałam! Skąd wiedzieliście?
- Ma się swoje sposoby- stwierdziłam
 Potem w czasie jedzenia pizzy Jason nagle się odezwał:
- Jordan, ale dlaczego nie możesz ze mną i Joshem robić tego plakatu na plastykę?
- Mówiłem ci, że wyjeżdżam- odparł tamten.
- Ale dlaczego?
Łowca mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
- Mógłbyś powtórzyć?- spytał Czarodziej przesadnie uprzejmym głosem.
Widziałam, że Jessy posłała Jordanowi mordercze spojrzenie.
- Bo ja...
- No co?
Chłopak westchnął i oznajmił:
- Nie mogę, bo razem z Jes wyjeżdżam w weekend nad morze na warsztaty aktorskie.
Zamurowało nas. Znaczy wiedzieliśmy, że ich rodzice się przyjaźnią i w ogóle. Jeździli już razem na wakacje, ale tym razem jechali sami.
- Ach, no tak...- zawołał nagle David- Plaża, słońce, Jes w bikini... Więcej ci do życia nie potrzeba, co?
Wybuchliśmy śmiechem. Wszyscy oprócz Jordana, który wyglądał na lekko rozdrażnionego i Jessy z wielkim rumieńcem na twarzy.
Coś tu się święcipomyślałam.
Po jedzeniu skierowaliśmy się do pobliskiego lasku. Spacerowaliśmy sobie, aż natrafiliśmy na polankę i postanowiliśmy się zatrzymać. Usiedliśmy na trawie i kontynuowaliśmy rozmowy.
- Oj Jason, no nie gniewaj się!- jęknął Jordan- Następnym razem...
- Nie będzie następnego razu!- chłopak udawał obrażonego- Dosyć tego dobrego. Usuwam cię ze znajomych na fejsie!- postanowił.
Czy to w końcu zrobił nie wiem, nie będę wnikać, ale szczerze wątpię. Siedzieliśmy tak jeszcze długo. Było już po 18.00, kiedy ni stąd ni zowąd zaczęło padać. Biegliśmy co sił w nogach, aż nie dotarliśmy znowu do miasteczka. Schowaliśmy się pod dachem jakiegoś sklepu i czekaliśmy. Minęło już trochę czasu i zaczęliśmy się niepokoić. Musieliśmy przecież wrócić na czas.
- Która godzina?- zapytałam.
Megan wyciągnęła telefon, spojrzała na ekran i nagle strasznie zbladła.
- 18.58!- krzyknęła.
Biegliśmy tak szybko, jak nigdy wcześniej. Nie zważaliśmy już na to czy zmokniemy czy nie. Ledwo zdążyliśmy. Gdy dobiegliśmy na miejsce portal był już otwarty. Nie tracąc czasu wskoczyliśmy wszyscy na raz. Skończyło się na szczęście tylko na kilku siniakach. Wróciliśmy do szkoły okropnie zmęczeni.
- Ale to i tak były najlepsze urodziny- podsumowała Harriet, kiedy żegnaliśmy się na korytarzu.
Komentujcie!!!!!!

czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 4



Muzyka(od * do *)- [klik] + tłumaczenie- [klik]
Perspektywa Josha              
            *Pani Limpsprout powiedziała, żebym wszedł do klasy. Gdy tylko znalazłem się w środku moją uwagę przykuła jedna rzecz. A raczej osoba. Elizabeth. Byłem zszokowany. Przed oczami stanęły mi te wszystkie wspomnienia. Dobre i złe. I kolejny raz uświadomiłem sobie, że to była też moja wina. Nie myślałem, że to spotkanie będzie takie trudne. Widziałem jak upuszcza pojemnik, łzy spływające jej po twarzy. Ból w jej oczach. Spowodowany nie ranami po szklanych odłamkach, tylko moim widokiem. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie. Kiedy nauczycielka i jakaś dziewczyna wyprowadziły Elizabeth, zająłem jedyne wolne miejsce. Usiadłem obok jakiegoś bruneta, który zapewne był moim współlokatorem.   Czułem, że wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie.* Po chwili nauczycielka wróciła i zaczęła się najzwyklejsza lekcja. Byłem zaniepokojony. Nie wiedziałem co się stało Elizabeth. Nie mogłem się skupić. W końcu, ku mojemu szczęściu zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem na korytarz. Podbiegł do mnie mój lekcyjny towarzysz.
- Gościu, co to było? Jeszcze nigdy nie widziałem żadnej dziewczyny w takim stanie- powiedział.
- To dosyć długa historia- odparłem chłodno- i jakoś nie mam ochoty jej opowiadać. Może innym razem.
- Dobra, sory. Tak w ogóle, to jestem Jason. Będziemy razem mieszkać- oznajmił.
- Tak coś podejrzewałem. Co teraz masz?- zapytałem.
- Eliksiry, a ty?
- Ja też.
- To chodź. Zaprowadzę cię.- zaproponował.
***
Perspektywa Elizabeth
Muzyka (słuchaj od * do *)- [klik]
*Pełną świadomość odzyskałam dopiero po dojściu do gabinetu pielęgniarki, jednak nadal byłam roztrzęsiona. Odzyskałam głos i zdolność poruszania się, ale po moich policzkach nadal spływały gorące łzy. Na szczęście żadne szkło mi się nie wbiło, to były tylko płytkie rozcięcia. Pielęgniarka, pani Herroul nakleiła mi z dwadzieścia plastrów i obandażowała lewą dłoń, na której znajdowało się najgłębsze rozcięcie. Megan wybłagała od pani Limpsprout pozwolenie na to, żeby zostać ze mną. Pielęgniarka powiedziała, że będę mogła wrócić na zajęcia, ale dopiero na następną lekcję. Zresztą nie miałam nic przeciwko. Musiałam chwilę odpocząć. Leżałam na łóżku w skrzydle szpitalnym i gapiłam się w sufit. Megan siedziała obok, na krześle.
- Ellie... Powiesz mi o co chodzi?- spytała.
W jej głosie słyszałam niepokój i troskę. Martwiła się o mnie. Westchnęłam i podniosłam się na łokciach.
- Dobra, ale zamknij drzwi od gabinetu pani Herroul.
Dziewczyna spełniła moją prośbę i wróciła na swoje miejsce przy mnie. Usiadłam po turecku i zaczęłam opowiadać.
- Josh... Był moim najlepszym przyjacielem. Świetnie się rozumieliśmy i wspieraliśmy na każdym kroku. Do czasu... To było jakiś rok temu. Nie byłam zbyt... lubiana w szkole. W naszej klasie była taka jedna Samantha. Była bardzo wpływowa. Nienawidziła mnie (zresztą z wzajemnością), bo wygrywałam z nią w konkursach piosenek. Wtedy dowiedziałam się kim jestem. Powiedziałam o tym tylko Joshowi. Dwa tygodnie później, gdy przyszłam do szkoły wszędzie wisiały zdjęcia, na których magicznie podnoszę telewizor. To samo zdjęcie, które zrobił mi Josh swoją komórką. Ludzie wytykali mnie palcami i nazywali potworem. Mówili, że jestem nienormalna. Jakby to nie wystarczyło, na jednej z przerw podeszła do mnie Samantha z Joshem. Tak, z Joshem. Powiedziała, że powinni mnie wyrzucić ze szkoły, że tutaj nie pasuję. Potem dodała jak to dobrze, że Josh jej o tym powiedział i...- urwałam- go pocałowała. Po tym zdarzeniu uciekłam z lekcji. Zdradził mnie i tym samym zniszczył naszą przyjaźń. Nie chodzi tylko o ten pocałunek, ale o samą istotę zdrady. Do końca roku szkolnego miałam lekcje indywidualne. Do Josha w ogóle się nie odzywałam, mimo, że wiele razy dzwonił i przychodził osobiście. Po prostu bolało mnie to co zrobił. Nie chciałam go widzieć. Potem rodzice zapisali mnie tutaj. Mogłam zacząć wszystko od nowa. A teraz on pojawił się pod innym nazwiskiem i może znowu wszystko zepsuć.- w moim głosie słychać było ból i żal, a ja nawet nie próbowałam tego ukryć.*
- Ja... Nie wiem co powiedzieć...- odezwała się w końcu Megan.
- Nie musisz nic mówić- odparłam i po chwili uśmiechnęłam się smutno- Zabawne jest to, że nadal czujemy podobnie. Poznał mnie od razu. Widziałam to po wyrazie jego twarzy.
Wtedy do sali weszła pani Herroul. Podeszła do mnie i zrobiła mi szybkie badanie.
- Dobrze. Za chwilę będzie dzwonek i będziecie mogły iść. Tylko uważaj następnym razem- zwróciła się do mnie kobieta.
- Jasne. Dziękuję pani- wysiliłam się na lekki uśmiech.
Wtedy zadzwonił dzwonek. Wzięłam swoje rzeczy i obie wyszłyśmy na korytarz. Teraz wystarczyło ignorować Josha przez najbliższe... 6 lat?
To nie będzie proste, pomyślałam.
***
Do klasy dotarłyśmy dopiero pod koniec przerwy, bo musiałyśmy wziąć z pokoju podręczniki do eliksirów. Stanęłam przed drzwiami klasy numer 227. Wiedziałam, że większość uczniów znajdujących się na korytarzu patrzy na mnie (nie tylko tych z mojej klasy, ponieważ nie dało się nie zauważyć pokrywających moje ręce opatrunków), ale nie przejmowałam się tym. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Weszłam do środka  i zajęłam miejsce obok Megan. Niestety Josh siedział po mojej prawej stronie tak, że go doskonale widziałam. Wyciągnęłam książki i wbiłam wzrok w rozpiskę eliksirów o szkodliwym działaniu wiszącą na ścianie naprzeciwko. Wszyscy wzdrygnęli się, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do klasy wpadła pani Tined. Młoda (około 25-letnia) nauczycielka. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest w zbyt dobrym humorze.  Kruczoczarne włosy nie były związane w luźny warkocz, tylko opadały delikatną falą na jej ramiona. Blada skóra ładnie komponowała się z czarną sukienką i tego samego koloru szpilkami. Odwróciła się w naszą stronę . Jej piwne oczy zabłysły złowrogo, a pomalowane czerwoną szminką usta wykrzywił grymas niezadowolenia.
- No dobra- odezwała się melodyjnym głosem, teraz ukazującym jej rozdrażnienie- Mamy tylko 20 minut, ponieważ muszę dzisiaj wcześniej wyjść.
- Pani Tined ma dzisiaj randkę z panem Fingsem- szepnąłSimon.
Rozległ się ciche chichoty. Kobieta oblała się rumieńcem, ale zaraz jej oczy zaszły czerwienią i wysunęły się kły. Jeszcze nigdy się tak na nas nie zdenerwowała. W jednej chwili znalazła się przy Simonie, a wszyscy ucichli.
- Przypominam ci Abuse, że mam bardzo dobry słuch- powiedziała ze stoickim spokojem.
Chłopak głośno przełknął ślinę i poprawił okulary. Wampirzyca schowała kły, a jej oczy powróciły do dawnej barwy.
- Czy teraz możemy kontynuować lekcję? Świetnie- odparła nie czekając na naszą odpowiedź- Zapiszcie ten przepis na eliksir uzdrawiający.
Wzięła kredę do ręki i napisała co trzeba z wampirze szybkością. Potem usiadła na krześle i zaczęła przeglądać jakieś papiery. Właśnie kończyłam przepisywać ostatnie zdanie, kiedy usłyszeliśmy pukanie i drzwi się otworzyły. Stał w nich pan Fings, 27-letni Senacur[i], nauczyciel tańca. Ubrany był w czarny garnitur, a jego włosy, zwykle w nieładzie, były teraz precyzyjnie ułożone.
- Anabelle, możemy już iść?- zapytał.
- Tak, oczywiście- odpowiedziała natychmiast- Zostawiam was na chwilę samych- zwróciła się do nas- i mam nadzieję, że nie rozwalicie od razu całej klasy. Do widzenia.
- Do widzenia- mruknęliśmy.
Odczekaliśmy 2 minuty i wtedy się zaczęło. Pomieszczenie przepełniły rozmowy, śmiechy itp.
- Zawsze jest taka stanowcza?- spytał Josh.
- Tylko 5 razy w tygodniu. W weekendy jest bardziej wyluzowana- stwierdził Martin.
- Widzieliście jaką pani Tined miała krótką sukienkę?- zauważył David- Założę się, że wiem co oni będą robić wieczorem. Szczególnie, że oboje mają jutro wolne.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Oprócz mnie i Josha. Nadal nie odzyskałam  do końca humoru. Po dzwonku wybiegliśmy z klasy i ruszyliśmy na matematykę. Reszta lekcji minęła bez żadnych niespodzianek.
Po obiadokolacji, kiedy zmierzaliśmy w stronę  naszych pokoi stało się coś, czego bardzo się obawiałam.
- Ellie... Możemy porozmawiać?
Usłyszałam ten znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Josha.
- Nie nazywaj mnie Ellie.- odpowiedziałam ostro.
Chłopak westchnął i spuścił głowę.
- Elizabeth, proszę...
Chwyciłam go za rękaw koszulki i odciągnęłam na bok.
- I co?- spytałam- Pojawiasz się nagle pod innym nazwiskiem i myślisz, że cię nie poznam? Zapomnę?
Całą mnie przepełniała złość.
- Nie, ja...
- Ty co?- zapytałam chłodno.
- Chciałem cię przeprosić. To nie...- po raz pierwszy od początku rozmowy spojrzał mi w twarz.
- Przeprosić?! Myślisz, że zwyczajne przeprosiny wystarczą?!- krzyknęłam.
- Jeśli chcesz usłyszeć coś więcej to przynajmniej mi nie przerywaj!- teraz to on podniósł głos, ale zaraz się opanował- To nie była moja wina. Nie zrobiłem tego umyślnie.
- Nie wierzę ci- powiedziałam- Po prostu zostaw mnie w spokoju. Tak będzie lepiej.
- Wcale nie będzie lepiej! Nie rozumiesz, że mi na tobie zależy? Na naszej przyjaźni? Wysłuchaj mnie- poprosił.
Chciało mi się płakać.
- Nie będę słuchać zdrajcy!- zawołałam i ze łzami w oczach pobiegłam do swojego pokoju.
Gdy tylko dotarłam na miejsce zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać.
- Ellie? Co się stało?- spytała Megan.
Nie odpowiedziałam. Słyszałam jak wychodzi z pokoju, a potem wraca, ale nie była już sama.
- El, wchodzimy- usłyszałam głos Jessy.
Po chwili były już w środku (Jecky otworzyła drzwi wsuwką). Nie chciałam, żeby widziały mnie w takim stanie. Miałam rozczochrane włosy, moja bluzka była cała mokra i pognieciona.
- Hej, nie płacz. Megan opowiedziała nam o Joshu. Co ci jest?- powiedziała Jes.
- Rozmawiałam z nim i...- urwałam- I powiedział, że mnie przeprasza i zależy mu na tej przyjaźni. Nie uwierzyłam mu. A potem... Zaczęliśmy na siebie krzyczeć i uciekłam. Ale teraz... Teraz już sama nie wiem co myśleć.
- Wszystko rozumiemy- Megan mnie przytuliła.
- Wiesz... Powinnaś odczekać jakiś czas, aż trochę się uspokoicie i wtedy porozmawiać z nim jeszcze raz- stwierdziła Jecky.
- Dzięki- uśmiechnęłam się lekko- Na razie chyba się położę. W końcu jutro znowu mamy lekcje.
***
Perspektywa Josha
Nie będę słuchać zdrajcy!To zdanie cały czas dźwięczało mi w głowie, kiedy szedłem w stronę pokoju.
Może ona ma rację? Może naprawdę jestem zdrajcą?pomyślałem.
Szedłem pogrążony w myślach. Nawet nie zauważyłem, gdy dotarłem do celu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Cześć! Wreszcie jesteś!- zawołał Jason.
- Cześć- mruknąłem.
Rzuciłem się na łóżko i zakryłem twarz poduszką.
- Co się stało?- zapytał chłopak.
- Nieważne. Jest coś ciekawego w TV?- zmieniłem temat.
- Spider-Man.
- Może być.
Musiałem czymś zająć myśli. Ta rozmowa nie dawała mi spokoju. Miałem nadzieję, że następnego dnia nie będę miał zbyt dużo lekcji z Elizabeth.


[i] Męski odpowiednik Nimfy Leśnej. Są także Nuotarzy (jest nim np. Harry)- odpowiedniki Nimf Wodnych.