*W końcu przyszedł czas na Halloween!
Obudziłam się wcześniej i byłam tak podekscytowana, że nie mogłam już zasnąć.
Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Założyłam szare legginsy, białą bluzkę
ze złoto- różową czaszką i pasujące kolczyki. Zaplanowałam już w co ubiorę się
wieczorem. Zostało mi jeszcze dużo czasu, więc pochwyciłam książkę i zatopiłam
się w lekturze. Wkrótce Megan dołączyła do mnie w świecie przytomnych.
Zebrałyśmy się i poszłyśmy na śniadanie. Kiedy już prawie dotarłyśmy do jadalni
zobaczyłam Nathana. Opierał się o ścianę i uśmiechał do mnie.
- Wiesz, idź sama- powiedziałam przyjaciółce-
Zapomniałam czegoś z pokoju.
Dziewczyna uwierzyła w moje wytłumaczenie i podążyła w
stronę naszego stołu.
- A ty znowu nie na śniadaniu?- zapytałam wampira.
- I tak muszę poczekać. Może trudno ci w to uwierzyć,
ale żywię się nie tylko normalnym jedzeniem- wysunął kły.
- Dobra, rozumiem. Co robisz po szkole?
- Czy to jest propozycja randki?- „zdziwił się”- Przepraszam, nie jestem
przygotowany!
- Nie głupku- spojrzałam na niego z politowaniem- Razem
ze znajomymi z klasy idziemy wieczorem do lasu złożyć ofiary Reprobim[i],
a później robimy sobie w pokoju wspólnym małą imprezę i zastanawiałam się czy
do nas nie dołączysz.
Nathan przysunął się do mnie, złapał za rękę i spojrzał
mi głęboko w oczy.
- Przyjmuję zaproszenie, ale pod jednym warunkiem.
Będziesz moją partnerką.
- A czy to
jest propozycja randki?- spytałam.
- Może...- odparł.
- Ok. Spełnię twój warunek. Teraz muszę iść coś zjeść,
bo inaczej nie dożyję tego wieczoru- oznajmiłam.
- Już nie mogę się doczekać.
- Pa- pożegnałam się i pocałowałam go w policzek.
Ruszyłam do jadalni, a on stał jak wryty.*
***
Wreszcie nadszedł
upragniony wieczór. Miałam na sobie czarną, koronkową sukienkę z równie ciemną
halką pod spodem, kremowe rajstopy, czarne buty na obcasie i czarny, ozdobny sweterek ze
srebrnymi cekinami. Włosy podkręciłam lokówką i zostawiłam rozpuszczone. Efekt
dopełniały kolczyki- nietoperze, lekko podkreślone brązowym cieniem oczy i
pomalowane beżową szminką usta. Megan była ubrana w szarą sukienkę, srebrne
botki, a włosy związała w luźny warkocz. Długie kolczyki, błękitny cień do
powiek i brzoskwiniowa szminka nadawały jej tajemniczości. Zebraliśmy się na
parterze (my czyli Jason, Jessy, Jecky, Jordan, Harriet, David, Megan, Josh i ja).
Przyszedł też Nathan. Założył czarny garnitur, który dobrze komponował się z
jego bladą skórą.
- Uuuu... Kto to jest?- spytała mnie szeptem
zafascynowana Megan.
- To jest Nathan- powiedziałam na tyle głośno, żeby
wszyscy usłyszeli- Wampir. Mój...- zawahałam się i spojrzałam na niego
niepewnie- przyjaciel.
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Cześć- przywitał się.
Po chwili zmierzaliśmy już do lasu. Chłodne powietrze i
zachmurzone niebo sprzyjały nastrojowi niepewności, niepokoju. Szliśmy w małej
grupie z Nathanem i Jordanem na czele. Przedzieraliśmy się przez zarośla, aż
dotarliśmy do polany z małym, kamiennym ołtarzykiem po środku. Okrążyliśmy go,
po czym ustawiliśmy na nim świece i glinianą miseczkę. Denerwowałam się, bo
zgodnie z tradycją w tym zwyczaju bierze się udział od 11 roku życia, ale to
był mój pierwszy raz.[ii]
W końcu trzeba było przejść do ofiary. Pierwszy poszedł Nathan (był przecież najstarszy).
Wysunął kły, a jego oczy zaszły czerwienią. Rozerwał zębami skórę na wierzchu prawej
dłoni. Uniósł rękę nad naczynie i poczekał, aż kilka kropel czarnej krwi
(wampirza krew ma inny kolor niż normalna) spłynie w dół. Ja poszłam następna. Wzięłam nóż, który
zabraliśmy ze sobą. Przecięłam skórę we wnętrzu lewej dłoni. Zacisnęłam ją w
pięść. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy patrzyłam na swoją krew ściekającą do
miseczki. Rana strasznie piekła.
Podobnie zrobił
każdy. Usiedliśmy na trawie. Chwilę później, gdy chmury rozstąpiły się ukazując
księżyc w pełni, szkarłatny płyn w naczyniu zaczął się palić, a rany zagoiły
się. Zamiast nich u wszystkich pojawił się jakby wypalony znak. Był tam napis Vita o di Morte co znaczy: życie, albo śmierć. Znak ten znika po
roku i co rok wszyscy magiczni obywatele mają obowiązek odnawiania go.
Jeszcze trochę siedzieliśmy w zupełnej ciszy i
wróciliśmy do szkoły. Skierowaliśmy się do pokoju wspólnego. Rozsiedliśmy
się i rozpoczęły się rozmowy. Muzykę na pewno było słychać na korytarzu.
Naprawdę było super. Jednak czułam, że ten wcześniejszy nastrój bardziej mi się
udzielił. Śmieszyły mnie wszystkie żarty i dobrze się bawiłam, ale... To nie
poprawiło mi humoru. W końcu stwierdziłam, iż to nie ma sensu i postanowiłam
iść do pokoju. I tak była już 23.00. Moje zachowanie pierwszy zauważył Nathan.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Tak. Po prostu... Nie mam nastroju na zabawy-
odparłam.
- Jeśli chcesz, możemy się przejść albo coś-
zaproponował.
- Ok, ale wyjdź pierwszy, a ja dopiero chwilę po tobie,
bo nie chcę teraz żadnych głupich pytań, podtekstów i podejrzeń.
Skinął głową.
- Wiecie, chyba będę się zbierać. Obiecałem kumplom, że
przyjdę wcześniej- powiedział i skierował się do drzwi- To cześć!
- Hej!- odpowiedzieliśmy chórem.
Zostałam jeszcze jakieś 15 min. Potem wykręciłam się
zmęczeniem i wyszłam na korytarz.
- Co tak długo?- Nathan stał obok oparty o ścianę- Już
zaczynałem się niepokoić.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Idziemy czy nie?- zniecierpliwiłam się.
Jeszcze przez moment się droczyliśmy i poszliśmy cicho
na parter. Ostrożnie przeszliśmy ten kawałek dzielący nas od drzwi i
odetchnęliśmy z ulgą, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Rozpoczęliśmy spacer
po parku. Wtedy się odezwałam:
- Wiesz, niektórzy ludzie myślą, że są nieważni. Że są
jednym, nieistotnym ziarenkiem piasku na pustyni, jedną, marną kroplą wody w
oceanie. Nie oszukujmy się. Każdemu to czasem przychodzi do głowy. Jednak gdyby
wszyscy tak uważali i nie przykładali wagi do tego co robią, w końcu ta
pustynia czy ten ocean przestałby istnieć. To dowodzi, że są osoby, które nie
poddają się temu odczuciu. Idą dalej i nie oglądają się za siebie. Są silni.
Też chciałabym taka być. Ale wtedy przychodzi mi na myśl, że mogę nie dać rady.
Wracam do punktu wyjścia. Więc kim w końcu jestem?
- To kim jesteś zależy tylko od ciebie. Jeśli będziesz
myśleć, że jesteś słaba, to rzeczywiście się taka staniesz- chłopak zatrzymał
się i objął mnie w pasie- Ale ja na to nie pozwolę- powiedział i jeszcze
bardziej do mnie przysunął.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
Spojrzałam na niego niepewnie. Wtedy mnie pocałował. Nie było to coś
delikatnego tylko namiętny pocałunek. Na początku nie wiedziałam co o tym
myśleć, ale później mi się to spodobało. Odwzajemniłam go. Jeszcze długo
spacerowaliśmy, więc kiedy wróciłam (koło 1.00) Megan już spała. To był bardzo
dziwny, pełen nowości, ale fajny dzień.
***
Perspektywa Josha
Wiem, że nie powinienem, ale kiedy Elizabeth wyszła
postanowiłem ruszyć za nią. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy jest
zmęczona. Odczekałem chwilę i wyszedłem (powiedziałem reszcie, że muszę się
przewietrzyć). Bardzo chciałem z nią porozmawiać. Widziałem jak wychodzi do
parku z tym całym Nathanem. Ruszyłem za nimi. Miałem świadomość tego, że to
złe, ale podsłuchałem ich rozmowę. Nie lubię wampirów, a on od początku
wydawał mi się jakiś podejrzany. Potem ten pocałunek i już wiedziałem, że są
razem. Zrezygnowany wróciłem do środka. Nagle coś wpadło mi do głowy. Pobiegłem
do pokoju i poprosiłem Megan na słówko. Widziałem, że zrobiła to niechętnie,
ale zgodziła się ze mną pogadać. Poszliśmy do jej pokoju.
- Zakładam, że Elizabeth powiedziała ci już, dlaczego
mnie nie lubi, ba praktycznie nienawidzi?- spytałem, kiedy znaleźliśmy się na
miejscu, a dziewczyna skinęła głową- Ok. W takim razie chciałbym sprostować
kilka rzeczy.
- Jakich rzeczy?! Przecież wszystko jest jasne! Jesteś
zwykłym zdrajcą!- krzyknęła.
Westchnąłem. Mogłem się tego spodziewać.
- Dobra, uspokój się. Jeśli pozwolisz opowiem ci to z
mojej perspektywy.
Spojrzała na mnie nieufnie.
- Niech ci będzie- odparła i opadła na łóżko- Usiądź-
wskazała miejsce obok siebie.
- Jak wiesz, Elizabeth i ja byliśmy najlepszymi
przyjaciółmi- zacząłem- Przyznaję, że byłem... Jestem w niej zakochany. Już wcześniej wiedziałem, że jestem
czarodziejem i kim ona jest. Jej rodzice chcieli, żeby to jak najdłużej
pozostało dla niej tajemnicą. Jednak pewnego dnia do ich domu przyjechali
ludzie od IPM[iii]
na coroczną inspekcję, a my wróciliśmy wcześniej ze szkoły i... Nie mieli
wyjścia. Musieli jej powiedzieć. Mimo to poprosili, żebym nie mówił jej o swoim
prawdziwym pochodzeniu i nie poinformowali jej o tym, że jest coś takiego jak
chociażby Pheria’s
High School. Wtedy... Samantha... Ona jest Syreną[iv]-
Megan głośno wciągnęła powietrze- W
jakiś sposób dowiedziała się kim jestem. Zagroziła mi, że wyjawi Elizabeth, że
ją okłamywałem i...- dziewczyna spojrzała na mnie uważnie, ale nic nie
powiedziała- i wiele innych rzeczy, chyba że jej powiem czy El też ma moce i
dam dowód. Wolałem, żeby Elizabeth znienawidziła mnie za coś takiego niż tamte
incydenty. Nie że chciałem jej nienawiści, ale obie drogi prowadziły do tego
samego miejsca. Więc dałem jej dowód. Nawet nie powiedziała mi łaskawie co chce
zrobić, a gdybym wiedział to w życiu bym się nie zgodził. Później ta sytuacja
na przerwie i pocałunek... Normalnie mi się po tym rzygać chciało. Wtedy Ellie
uciekła i rozpoczęła lekcje indywidualne. Nie raz przychodziłem, dzwoniłem...
Chciałem jej to jakoś wytłumaczyć... Ale niestety nic z tego.
- Ja...- zacięła się Megan- Nie miałam pojęcia...
- Elizabeth też nie ma. Nie wiem co mam zrobić.
- Ale ja wiem- stwierdziła dziarsko- Musisz z nią porozmawiać. Mam nawet
pomysł, jak zaaranżować spotkanie.
Zaczęła mi wszystko objaśniać. Zgodziłem się.
- Która godzina?- zapytałem.
- Prawie 00.30.
- Pójdę już. Nie chcę, żeby El mnie zobaczyła. Cześć.
- Tylko pamiętaj. Nie tak od razu. Pa.
Wolnym krokiem wszedłem do swojego pokoju, w którym
Jason kładł się już do łóżka.
[i] Istoty
magiczne uznają, że Halloween (częściej używana jest nazwa Respinto) jest
świętem dusz potępionych (nazywanych Reprobi), które smażą się w ogniu Inferna
(piekła). Ludzie chodzą do lasów i składają ofiary (mają dosyć osobliwą
tradycję), a potem świętują.
Za to święto Morto jest ich odpowiednikiem naszych
Wszystkich Świętych. Tego dnia chodzi się na cmentarze (nie tylko te na których
leżą bliscy z rodzin) i ozdabia się groby. Przynosi jedzenie i picie oraz
urządza pikniki. W ten sposób można zdobyć przychylność Adottato (chwalebnych,
zasłużonych dusz) znajdujących się w Megliornie (wierzą, że
po śmierci ich dusze trafiają do innego, lepszego świata, gdzie mogą zacząć
nowe życie).Te święta są po prostu swoimi przeciwieństwami. Chodzi w nich
głównie o to, żeby czcić wszystkich zmarłych.
[ii]
Elizabeth wcześniej nie brała udziału w zwyczajach istot magicznych, bo nie wiedziała, że
w ogóle kimś takim jest.
[iii]
Inspekcje Przeciwmagiczne Międzywymiarowe. Zajmują się odnajdywaniem magicznych istot, które używają
magii w sposób niewłaściwy. Każda rodzina musi przejść inspekcję raz w roku.
[iv] Syreny
i Trytony (ich męskie odpowiedniki) są złe i przebiegłe. Także żyją wśród zwykłych
ludzi, ale mają własne zasady. Posiadają nawet własne szkoły, więc żadne z nich
nie uczęszcza do takich ośrodków jak Pheria’s High School.